środa, 25 grudnia 2019

Witryny jak z bajki



Patrząc na dzisiejsze iluminacje świąteczne, zdobiące z barokowym przepychem, ulice nie tylko Warszawy - trudno uwierzyć, że jeszcze 2 dekady temu zwyczaj dopiero wchodził w modę po szarzyźnie PRL-u.

W latach ’70 i ’80 XX w., centrum stolicy, prezentowało się nader skromnie. Nieliczne iluminacje pojawiały się m.in. na fasadzie Domu Towarowego Smyk, czy przy DT Junior. Pierwsze choinki z bombkami sponsorowane przez firmy i sznury elektrycznych lampek, zalśniły wzdłuż Nowego Światu, dopiero pod koniec lat 90. Najmłodsze pokolenia, nie pamiętają, że jeszcze dwie dekady temu, to witryny sklepowe pełniły rolę faktycznych dekoracji świątecznych. Niepisana odpowiedzialność za nadanie odświętnego charakteru przestrzeni miejskiej, spoczywała nie na władzach, lecz na prywatnych jednostkach. Właściciele małych i dużych sklepów, oraz rzemieślnicy, niejednokrotnie zatrudniali nawet zawodowych dekoratorów, aby w sposób możliwie najbardziej atrakcyjny zaaranżowali wystawy w ostatnim miesiącu roku. 





Efekty często były zachwycające i pobudzające wyobraźnię. W niektórych domach, po świątecznym obiedzie, rodzina wyruszała na spacer warszawskimi ulicami, by oglądać sezonowe przemiany zieleniaków, zakładów szewskich, czy kawiarni. A było, co oglądać. W pawilonach na zapleczu ul. Foksal, czy wzdłuż Marszałkowskiej i Zielnej stały choinki udekorowane srebrnymi łańcuchami, anielskim włosem i bombkami przyniesionymi z domu przez właścicieli, co nadawało im bardzo indywidualny charakter. Wiek ozdób, nie raz współgrał z wiekiem pracownika sklepu. Często pod choinką stała szopka, lub figurka św. Mikołaja. Ci z większym polotem artystycznym, rozkładali watę imitującą śnieg i na niej ustawiali całe zimowe kompozycje: bałwanki, dzieci z sankami, czy sarenki skubiące siano. Całą sztuką było połączenie codziennego asortymentu danego miejsca z sezonową dekoracją. Należy pamiętać, że wszystko to, robione było w czasach, w których nikt nie narzekał na nadmiar czegokolwiek. Mimo tego niezmierną rzadkością był sklep, którego właściciel nie udekorował witryny. Miejscami celującymi w wybitnych, rozbudowanych dekoracjach, były zwłaszcza kwiaciarnie. Tam też niejednokrotnie, sprzedawano ozdoby świąteczne. 



Te jednak można było kupić w wielu miejscach. Przed Domami Centrum i Domem Towarowym Smyk, pojawiały się kramy, w których co roku sprzedawano prawdziwe szklane i plastikowe cuda. Przed sklepami z artykułami papierniczymi na ul. Szpitalnej, czy przy Nowym Świecie, ustawiały się kolejki po komplety czechosłowackich pajacyków, aniołków i zwierzątek. Dziś, mają one swoje drugie życie w internetowych portalach aukcyjnych. Za to współczesne wystawy już od początku grudnia mienią się kolorami lampek ledowych. I to jedyny wysiłek, jaki wkładają właściciele i najemcy sklepów w sezonową dekorację. Ekskluzywne choinki, spotykamy w równie ekskluzywnych salonach. Gdzieniegdzie stanie jeszcze sztuczne drzewko przystrojone chińskimi girlandami i innym plastikiem, ale o szopkach, czy aniołkach należy zapomnieć. Również uliczne iluminacje w minimalnym tylko stopniu nawiązują do tematyki Świąt Bożego Narodzenia. Jest jasno i bogato, ale czy daje nam to więcej szczęścia?



Tekst ukazał się w "Dodatku Mazowieckim" - "Gazety Polskiej Codziennie" z dn. 23/12/2019, (2515)

2 komentarze:

  1. Piękne ozdoby, uwielbiam bombki i mam ich cała masę, w tym roku nie zmieściłam wszystkiego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja w tym roku przez grypę, zawiesiłam tylko ułamek. Myślę, że gdybym chciała zawiesić całe kolekcjonerskie szaleństwo 3. pokoleń, musiałabym ustawić 6 choinek. Bo nawet na 3. w 3 pokojach, panował zawsze duży tłok ;-) a bombki zdobiły drzewa przemiennie.

    OdpowiedzUsuń