sobota, 31 sierpnia 2019

Migawki z Kazimierza Dolnego


Od przeszło dobrych dwóch dekad, popularność tego miasta położonego w malowniczym Małopolskim Przełomie Wisły, zdecydowanie wzrasta. Niegdyś kameralna mekka artystów, dziś ma już swą ugruntowaną kulturotwórczą rolę. I co rzadkie, w takich przypadkach - Kazimierz Dolny, nie został chciwie zabudowany przez developerów; popularność i rzesze turystów, nie odebrały mu tożsamości.







Po nastu latach, wróciłam do Kazimierza, aby przypomnieć sobie czasy akademickie i najdroższe mi Osoby, z którymi poznawałam wiślane brzegi, wąwozy, klimatyczne galerie oraz historie mieszkańców. Z radością, złamaną tęsknotą, odkryłam, że prawie nic się nie zmieniło...
Ludzi zniekształcił czas, zmiotło przemijanie. Kazimierz Dolny zawarł układ z kalendarzem i trwa nadal, eksponując swoje piękno w stylu retro, choć bez wątpienia tego dnia, tętnił życiem.













Koleżanka z Fundacji Kapucyńskiej, gdzie całkiem przypadkowo zostałam wolontariuszką, zawiozła mnie do kazimierskiej krainy, w dniach muzycznego Festiwalu Kazimiernikejszyn. Przy tej okazji, mieliśmy stoisko z wyrobami naszymi i naszych podopiecznych:






Na rynku oprócz sceny muzycznej, były też inne atrakcje:













Zaskoczona spotkałam Znajomą (Sankowo) i jak zawsze z przyjemnością, obejrzałam włóczkowe rękodzieła.





Zanim rozpadał się deszcz, Koleżanka namówiła mnie na ciastka. Choć do słodkiego czuję duży dystans, te łakocie wprawiły mnie w ekstazę ;-)



Po nastu latach, odkupiłam sobie też słynnego kazimierskiego koguta z ciasta. Pierwszego zostawiłam niegdyś w starym mieszkaniu, wraz ze starym życiem...

czwartek, 1 sierpnia 2019

Powstańczy wolontariat


Powstańcy i przyjaciele, mówią na nią - Misia. To ciepłe miano, idealnie pasuje do eleganckiej, ujmującej i niezwykle życzliwej kobiety, która mimo natłoku obowiązków, zgodziła się chętnie opowiedzieć o swoim powołaniu.Michalina Żebrowska postanowiła podarować jesień życia innym ludziom.

Lubię pomagać innym

- Ważne jest to, aby każdy miał w życiu swój cel. Ja odkryłam go w Muzeum Powstania Warszawskiego – powiedziała oprowadzając mnie po Sali Małego Powstańca, w której przybliża najmłodszym odwiedzającym, historię Powstania Warszawskiego, a także opowiada o trudnych, ludzkich wyborach.
Nikt z rodziny pani Misi nie uczestniczył w Powstaniu Warszawskim, ale jej ojciec miał swój udział w walce podziemnej.
- Tata pomagał partyzantom w lasach na Podlasiu. Wtedy nie używało się określenia „ Żołnierze Wyklęci” – wyjaśnia – Za swą działalność został skazany na 10 lat więzienia. Podobny wyrok otrzymał ks. proboszcz i jeszcze jeden mieszkaniec. Tata wyszedł wprawdzie po półtora roku na skutek amnestii po śmierci Stalina, ale po więziennych przeżyciach, był w złym stanie zdrowia i wkrótce zmarł.  
Pani Michalina już blisko 16 lat, jest wolontariuszką i wciąż rozszerza zakres działań, wynikających z jej powołania. Wszystko miało początek w 2002 r., kiedy to po przejściu na emeryturę, poważnie zachorowała. Żmudna rehabilitacja po udarze, usytuowała ją na uboczu. Ale pani Misia nie chciała się poddać i zgodzić na taki układ. Widać bezczynność nie była jej pisana, bo niedługo później, przeczytała w gazecie ogłoszenie zamieszczone przez nowo otwarte Muzeum Powstania Warszawskiego. Inicjatorzy przedsięwzięcia, szukali wolontariuszy.
- Z mojego przedziału wiekowego, szukano tylko 15 osób – wspomina, dając do zrozumienia, że szanse nie były duże.
Ponadto anons był adresowany przede wszystkim do historyków i pedagogów, a pani Misia jest z wykształcenia prawnikiem. Dlatego początkowo, nie chciano jej przyjąć. Ostatecznie, starania pani Michaliny znalazły szczęśliwy finał.
- Głównie pełnię dyżury w  Sekcji Dydaktycznej, w Sali Małego Powstańca - opowiada o swoich działaniach w MPW – Razem ze mną w zajęciach dla dzieci biorą udział młodzi wolontariusze, energicznie zaangażowani w działania społeczne. Mam ogromną satysfakcję z tego, że już tyle lat mogę być wolontariuszem w tak niezwykłym miejscu, dla wielu ludzi będącym miejscem świętym. Cieszę się, że właśnie tu mogę pełnić tak piękną misję.
Pani Misia urodziła się w Łomży. Do Warszawy przyjechała dopiero jako 14-latka.
- Tutaj zaczęłam poznawać szczegółowo historię, w zasadzie ocierając się o nią każdego dnia. Na Mszę Św. chodziłam do Kościoła św. Trójcy na Solcu, przesyconego duchem Powstania Warszawskiego.Tam widziałam liczne wota i ogłoszenia o zaginionych bliskich.  
Już po wyjściu za mąż, pani Michalina poznała sąsiadkę panią Stefanię.
- Bardzo lubiła moją córkę i prosiła, by ta mówiła do niej „babciu”. Pani Stefcia mieszkała na Pradze wraz z mężem, pracownikiem naukowym i kiedy wybuchło Powstanie, była w zaawansowanej ciąży. Któregoś dnia, do drzwi mieszkania zapukali koledzy męża i poprosili, żeby na chwilę wyszedł. Nigdy już nie wrócił. Pani Stefcia szukała go i czekała na niego do końca życia, słuchając na patefonie dawnych melodii. Z czasem zaczęła z nią słuchać starej muzyki również moja córka. Chłonęła wojenne opowieści i rozwijała w sobie pasję historyczną.


Dom dla Powstańców

Ale wolontariat w MPW, to nie jedyna sfera działań na rzecz innych ludzi, którą realizuje pani Misia. Z jednakowym sercem i zaangażowaniem, jest wolontariuszką w otwartym na początku października ubiegłego roku Domu Dziennego Wsparcia dla Powstańców Warszawskich przy ul. Nowolipie 22, na Woli. Pomieszczenie liczące ok. 430 m powierzchni użytkowej spełnia wiele funkcji praktycznych. Ostatni obrońcy stolicy, choć tak późno, otrzymali miejsce, w którym mogą nie tylko zjeść posiłek, skorzystać z konsultacji lekarskiej, czy wziąć udział w różnych zajęciach tematycznych, ale też spotkać się z osobami o podobnych doświadczeniach, a czasem też, jak wspomina pani Misia, znaleźć po 75 latach kolegę z podwórka.
- Początkowo przychodziło do Domu Dziennego Wsparcia tylko 6 osób, ale za każdym razem, gdy spotykałam Powstańców w muzeum, zachęcałam ich do odwiedzenia tego miejsca. Wszędzie staram się zachęcać szczególnie seniorów do wychodzenia z domu, do bycia z ludźmi, dzielenia się z nimi czasem i doświadczeniem.
Pani Misia jest swoistą łączniczką, pomiędzy środowiskiem Powstańców, a współczesnym światem, ułatwiając kontakty i ukierunkowując potrzeby. Nie wdaje się w politykę, ani żadne spory.
- Powstańcom nie zależy na korzyściach materialnych, czy pieniądzach, tak jak na życzliwości i relacji z drugim człowiekiem – podsumowuje - Kiedyś, jeden z Powstańców, który przyleciał po raz pieszy po Powstaniu do Polski z Australii, będąc w Muzeum Powstania Warszawskiego zwrócił do młodych ludzi ze łzami w oczach prosząc ich szczególnie o pamięć, szacunek i modlitwę.
Pani Misia opowiada że działalność w wolontariacie Muzeum Powstania Warszawskiego i Domu Wsparcia dla Powstańców Warszawskich jest najpiękniejszą misją jaka mogła się jej przydarzyć.


Ten wolontariat wybrał mnie

Powstańcy mówią o Domu Wsparcia: „to nasz drugi dom”, zaś o wolontariuszach – „to nasza druga rodzina”.
- Żeby opiekować się takimi starszymi osobami jak my, trzeba mieć serce – zauważa pan Jerzy, 96-letni  Powstaniec Warszawski, ps. „Jur”, codzienny gość  Domu Wsparcia – Tutaj mamy opiekę i wszystko podane na tzw. „tacy”.
Zapytany o to, czy nie za późno utworzono takie miejsce, odparł z uśmiechem:
- Lepiej późno, jak wcale.
Anna Wąsik, zawsze promienna i pełna energii, była wolontariuszką pomagającą Powstańcom Warszawskim jeszcze zanim powstał Dom Wsparcia. Aktualnie jest koordynatorką powstańczego wolontariatu i kieruje się mottem: „Miłością chronić, życiem dawać, prawdą zwyciężać”.
- Zanim ruszył projekt Nowolipie, mieliśmy przez rok grupę wolontariacką, działającą w ramach Towarzystwa Przyjaciół Pragi – oddział Towarzystwa Przyjaciół Warszawy  – wspomina – Na początku działało 5 par: wolontariusz-opiekun plus Powstaniec. Pierwszy krok jaki zrobiliśmy to grupa „złota rączka”, dokonująca drobnych, nieodpłatnych  napraw w mieszkaniach Powstańców. Ponadto woziliśmy ich taksówkami do lekarzy, pomagaliśmy w drobnych zakupach. W ten sposób nawiązywaliśmy kontakty z osobami, które później trafiły na Nowolipie. Tak wyglądały zalążki Domu Wsparcia, czas budowania zaufania. Z Powstańcami jest ten problem, że strasznie trudno jest im przyjąć pomoc – zauważa pani Ania – Wolontariat tutaj, to niemal powołanie. Przysięgłam sobie żeby przy nich być. Pragnę, aby nigdy nie poczuli się sami, chcę również chronić ich godność, co ze względu na mój życiorys jest dla mnie zawsze bardzo ważne – dodaje.
Anna Wąsik choć urodziła się z niepełnosprawnością, od lat pomaga innym osobom: młodzieży, seniorom, niepełnosprawnym, głuchym. To dzięki jej aktywnym staraniom, Sesja Rady Miasta, jest tłumaczona na język migowy. W 2011 r. wygrała w Konkursie „Człowiek bez barier”, a w 2017 r. była Europejską Delegatką ds. Osób Niepełnosprawnych, reprezentującą Polskę. Aktualnie studiuje prawo.



Za późno nas odkryli

Część ogromnego pomieszczenia na parterze, została zaaranżowana na przytulny pokój, nieco w stylu retro. Przy regałach z książkami wokół stołu i obok w fotelach, siedzi ok. 10. osób, żywo ze sobą rozmawiając. Powstańcy Warszawscy, którzy przychodzą tu każdego dnia, są eleganccy i uśmiechnięci. Chcąc użyć dzisiejszego, potocznego języka, powiedzielibyśmy: „na luzie”.  
- Czuję się tu jak w domu – opowiada pani Irena Paśnik, Powstaniec Warszawski, ps. „Miła” – Przychodzę od początku, od października 2018 r. Wolontariusze są jak najbliższa rodzina – pocieszą, pomogą. Dziękuję za ich niesamowitą dobroć i kulturę. Wydaje mi się, że są gotowi do poświęceń, ponieważ robią również to, co do nich nie należy i chwała im za to. Tutaj codziennie ożywają wspomnienia: „A to pamiętasz?”… „A to?”… - Wszystkim, którzy się do tego przyczynili, podziękowania za życzliwość i kulturę – dodaje.
- Za późno nas odkryto, ale ten punkt na Woli jest strzałem w dziesiątkę – ocenia pani Zofia Gordon, ps. „Iskra” – Od wolontariuszy bije taka serdeczność – zamyśla się na chwilę – To serce, które otrzymujemy na Nowolipiu, jest bardzo ważne.
W Domu Wsparcia dla Powstańców Warszawskich jest jeszcze miejsce dla osób, które chciałyby podjąć się tego jedynego w swoim rodzaju wolontariatu.


Tekst ukazał się w tygodniku "Idziemy" z dn. 28.07.2019, nr 30 (719)