czwartek, 24 grudnia 2015

Ptaszki trzy - ceramiczne talerzyki na ścianę.


Taaak, dziś dużo obrazków, mało gadania. Za to wreszcie udało mi się pamiętać o zarejestrowaniu wszystkich etapów mojej rzeźbiarskiej pracy!
Pierwszy talerzyk, jaki wykonałam, to ten z gilem - mniejszy od dwóch pozostałych, nie tak przestrzenny. Był właściwie próbą zmierzenia się z tematem. Ale na tyle zachęcającą, że pociągnął kontynuację. I na prezentowanych tu ptaszynach się nie skończy.
Gil już znalazł nowy dom. Sikorki na razie nie są na sprzedaż...  

1. Świeżo wyrzeźbione, jeszcze nie wysuszone.






2. Po pierwszym wypale:




3. Pomalowane szkliwami:



4. Po drugim wypale. Czyli - Hurrra: podziwiam efekty mojej pracy!











I jeszcze tematyczny bonus: DOBRYCH ŚWIĄT, moi Kochani !!! 



czwartek, 10 grudnia 2015

Ceramiczna biżuteria na każdą porę roku


Najstarszy udokumentowany naszyjnik liczy sobie 100 tys. lat i został wykonany z muszli. Poniższą fotografię znalazłam oczywiście w sieci, choć i w moim pokaźnym zbiorze biżuterii, spotka się trochę muszelek. Pierwszy wisiorek (nie liczę delikatnego srebrnego łańcuszka z zawieszkami), który uznałam za "dorosły" dodatek do stroju, to duża, lśniąca porcelanka. Rok później owijałam się grubym sznurem muszli, który tak naprawdę z osobistą ozdobą nie miał nic wspólnego.


Stanowił upleciony z żyłek koszyk z nanizanymi nań porcelankami i nassariusem; pomyślany był jako wisząca osłonka na doniczkę ;-) Ale czego nie wymyśli pełna fantazji nastolatka! Z czasem do swego image'u dołączyłam biżuterię z kości bawolej i... ceramiki. Tę ostatnią przywoziło się z wakacyjnych wyjazdów, kupowało na warszawskiej Starówce, albo zwyczajnie nabywało w Cepelii. Oj, drogie było toto! Ale jak przyjemnie... własne. Żaden tam pierścionek z "ruskiego złota", pożyczony bez zgody ze szkatułki Mamy, nie mógł się równać z autentyzmem i szamańską tajemnicą tej bezpretensjonalnej biżuterii. Czy mogłam kiedyś marzyć, że stworzę coś z ceramiki?...

Sobotni kiermasz pozostał już tylko wspomnieniem. Idę dalej ze swoimi inicjatywami, choć nie jest to szeroka i prosta droga...
Zgodnie z obietnicą, zamieszczam tutaj ciąg dalszy tego, co pokazałam w MOK -u. Tym razem podzielę się z Wami garścią ceramicznych drobiazgów. Eksperymentalnie dotykałam już tematyki biżuterii. Pisałam o tym 11 czerwca br. Ale w poniższych przypadkach działałam świadomie, wiedziałam, że chcę skupić się tylko na wisiorkach, wszystko inne ma być skromnym dodatkiem, nie odwracającym uwagi od głównego motywu. Pokaz zaczynam od kilku wersji jesiennych liści:




Naszyjnik - kolia z miniaturowymi choineczkami (1,5 cm) to moje ubiegłoroczne dzieło. Przyznam, że bardzo dobrze się z nim czuję w okresie zimowym. Tylko, gdzie ta zima?! Na dobrą sprawę w tym sezonie nie miałam jeszcze ochoty założyć go ni razu ;-)



Czy ryby mogą być noszone na wiosnę? ;-) A czemu nie! Wciąż myślę o małych zielonych żabkach i medalionie z konwaliami. Póki co, niechaj te stworzenia wpiszą się w temat posta. Pokazywałam je kiedyś, gdy były jeszcze świeżo wypalonymi, pojedynczymi elementami. Dolna rybka czeka już na nową właścicielkę.


Koniki morskie, to jeden z moich ukochanych motywów, obrabianych twórczo na różne sposoby. Tu już nie może być wątpliwości - taki koń to tylko na upalne lato!




I jeszcze jako bonus, odrobina "dekupażu", czyli druga ramka, wygrzebana w szufladzie. Tym razem nie ratowałam jej przed koszem, nie miała żadnych obić, otarć i przez wiele lat stała u Mamy z moim zdjęciem w środku...




niedziela, 6 grudnia 2015

KIERMASZ RĘKODZIEŁA - CUDA MIKOŁAJKOWE. MOK Targowa 65 debiutuje w roli organizatora.


Sporo manualnej pracy, kupa energii - dobrze, że miałam na to czas...
Mój ulubiony MOK w Legionowie przy ul. Targowej 65, postanowił zadebiutować w choinkowym sezonie ciepłą, rodzinną inicjatywą... O ile kiermasze w Ratuszu mają już swoją renomę, (mimo niemałych stawek za kilkugodzinne użytkowane stoiska, chętnych twórców i odwiedzających nie brakuje), o tyle tutaj pomysł był nowatorski.


Ale docelowe usytuowanie obiektu, nie po raz pierwszy stanowiło przeszkodę. "Kiermasz rękodzieła - CUDA MIKOŁAJKOWE", zabrzmiał intrygująco. Na parterze sprzedaż, na pięterku warsztaty tematyczne dla dzieci. BEZPŁATNE. Chętnych do udziału było dużo, w praktyce wynikło skromniej... Proza życia w sezonie, w którym centra handlowe oferują moc jarmarcznych "atrakcji" i przedświąteczne promocje, a samo Legionowo to miasto, które bardziej niż sobie podobne - kulturę ma za nic... Bo w końcu Biedronka, czy Lidl, przyniesie większy dochód władcom tych przeszło 13 km kwadratowych Polski niż jakieś kino (przypominam, że mimo wieloletnich obietnic nadal nam go nie wybudowano!), albo MOK (he, he, he) ;-) Usytuujmy go zatem tam, gdzie nie będzie nadmiernie rzucał się w oczy. Co by mieszkaniec nie zboczył niepotrzebnie z sobotniej trasy do supermarketu.



Tak więc może trudny dojazd, a może wiosenna aura sprawiły, że klient nędznie dopisał...
Albo fakt, że tego dnia rozdawali darmowe jabłka przed kościołem... Czy bombki i anioły mogą z taką smakowitą darowizną poważnie konkurować? ;-) Wątpię.








Dla siebie wyciągnęłam z wczorajszego dnia nowe, wartościowe znajomości. I nacieszyłam oczy różnymi cudeńkami...









A tu już moje stoisko i wytwory. W następnym poście pokażę resztę :-)













Byłam miło zaskoczona, kiedy spotkałam ludzi kojarzących moją książkę i rzeźby. Nooo, rzadko mi się ostatnio zdarza doświadczać pozytywnych zaskoczeń ;-)
A tak przy okazji: Wesołego Mikołaja!