Któż z odwiedzających stolicę, nie zna "Patelni"?
Plac przy wejściu/wyjściu do stacji Metra Centrum, zyskał już miano "kultowego". To jeden z najbardziej rozpoznawalnych punktów lewobrzeżnej Warszawy. W sumie: niepisana wizytówka tej części stolicy, która od 20 lat, robi wiele, by stracić swą tożsamość/charakterystykę...
"Patelnia" to miejsce skrajnie przelotowe. Oprócz Góralek sprzedających oscypki i kapcie dziergane na szydełku, kwiaciarzy, randkującej młodzieży, spotykamy tu tysiące osób pędzących do pracy nawet z najbardziej odległych zakątków regionu; masy turystów; obiboków tłukących godzinami w bębny, albo plujących ogniem; krzyczących przez megafony wyznawców Chrystusa; lewicowych aktywistów.
Kiedyś można było kupić tutaj jakąś rzeźbę z Senegalu, czy posłuchać zespołów z Ameryki Południowej. Dziś na "Patelni" zbiera się podpisy i organizuje akcje nagłaśniane przez mainstreamowe media.
W tym całym wykreowanym bałaganie, jedna rzecz ma swój ciepły charakter: reklamowe murale, które na krótki czas zdobią mury okalające plac przy stacji metra. Wykonane starannie, często z dużą dozą artyzmu - znikają zbyt szybko (niestety).
Tego lata, w bardzo udany sposób, reklamuje się Palmolive. Delikatne, kobiece piękno, przyroda... Zawsze lubiłam ich reklamy telewizyjne. Odznaczały się wysokim poziomem całokształtu. Żal, że niebawem coś innego pojawi się w tej przestrzeni. Ale może również będzie przyciągało wzrok i budziło pozytywne wrażenia estetyczne?