wtorek, 30 czerwca 2020

Ceramiczne - niepraktyczne/Trochę pasteli


Dziś wpis podwójny przed wakacyjną przerwą...
Z wyjątkiem jednego obrazka, pokażę Wam same zaległości.

"Wyprawa na drugą stronę..." (tytuł trochę przewrotny;-)



"Czarnobyl 1"




Praca z ubiegłego miesiąca: Maryśka Porcelanowej Ewy - jest już we Wrocławiu:


Teraz czas na ... salaterki. Taaak, wiem, że nie są zbyt praktyczne ;-)


Ale innych nie umiem robić...






I jeszcze mała płaskorzeźba: Czarnobyl z Żywijką:




I jedna z nowszych rzeczy - broszka :-)

(szkliwo przed wypałem)


(szkliwo po wypale)


Kochani, trzymajcie się zdrowo! Udanych wakacji :-)

poniedziałek, 29 czerwca 2020

Niezwykły album: japońska opowieść o życiu Nyankichi


Zgodnie z obietnicą: dziś prezentuję Wam fragmenty liczącego prawie 100 stron, niezwykłego albumu, który kupiłam 2 lata temu na warszawskim Pikniku z Kulturą Japońską Matsuri.






Jego pomysłodawca i autor - Shosei Iihoshi - przekroczył granice standardowego myślenia o kotach, jako o stacjonarnych kanapowcach, przywiązanych do miejsca, a nie człowieka.
Macie wątpliwości? Popatrzcie :-)





(łapka Belzebuba)







Ciepłe, rodzinne sceny, przełamują też kolejny stereotyp, który o zgrozo (!!!) pokutuje wśród niektórych weterynarzy i członków fundacji pro-zwierzęcych: że koty nie potrafią kochać i tworzyć związków opartych na emocjach.

Hmm... Po licznych podróżach, czas najwyższy na stabilizację...


... rodzinną ;-)



Każdy, kto ma pod dachem kocią parę, wie, jak zakochane czworonogi, potrafią na siebie spoglądać.


Wzorowy mąż i ojciec. Żona z dzieciakami na łóżku - ON ich pilnuje obok, na podłodze.
Znam dobrze. Też to przerabialiśmy z Belzebubem ;-)






Żywijka także chce popatrzeć/poczytać:





Kiedy drugi człowiek nas zawodzi, 3-4 - kilogramowy kot, daje swoje malutkie serce i sprawia, że czujemy się bezgranicznie kochani...

sobota, 27 czerwca 2020

Shosei Iihoshi i jego kot Nyankichi


Zawsze w drugiej połowie czerwca, wrzucałam tutaj relację z kolejnego warszawskiego Matsuri - Pikniku z Kulturą Japońską. W tym roku, który skończył się w pierwszych dniach marca, wpychając wszystko w pełen strachu niebyt, zaległy wpis sprzed 2 lat, okazał się piękną niespodzianką. Mam nadzieję, że i Wam - zwłaszcza miłośnikom kotów - da wiele radości :-)


W 2018r. Warszawę odwiedził niezwykły fotograf: Shosei Iihoshi.



Tamtego dnia tyle się działo, że o mały figiel, a bym nie doszła do namiotu, w którym miał swoją wystawę. Dopiero, gdy moi znajomi, odwieczni towarzysze tego rodzaju imprez, rozstali się ze mną i wrócili do domu, postanowiłam jeszcze raz, wreszcie na spokojnie obejść wszystkie stoiska. Upał cudownie mnie rozleniwił i dał poczucie szczęścia. Przypomniałam sobie o wizytówce, którą znalazłam na trawniku, czekając w kolejce do mierzenia yukaty.
-Gdzie tu może być jakiś fotograf kotów? - zastanawiałam się.
I nagle... dostrzegłam małe stoisko z kocimi upominkami i fenomenalne zdjęcia!







Ich autor, rozmawiał z dwiema dziewczynami. Chwilę później i my zamieniliśmy kilka zdań, pokazałam mu w aparacie fotografie moich kotów (których wtedy było mniej ;-)). Wreszcie, z bólem poprzestałam na zakupie magnesu na lodówkę oraz 2 kart pocztowych.




Dzień miał się ku końcowi, a wraz z nim ilość wolnych klatek na karcie i pieniędzy w portmonetce. A jednak nie mogłam pozbyć się uczucia żalu, że nie kupię tak unikalnego albumu...


W końcu podjęłam męską, jak to nazywają, decyzję ;-)
Dowiedziałam się, gdzie jest najbliższa Biedronka i pomknęłam do bankomatu. Po to człowiek tyra cały rok, łącznie z niedzielą (taki miałam wtedy grafik), że coś mu się od życia należy! Z tym buntowniczym postanowieniem, złapałam... ostatni egzemplarz. Szczęście na koniec szczęśliwego dnia. Żegnało mnie radosne arigato, autora.


A sam obłędny album, pokażę Wam w następnym odcinku.