piątek, 20 grudnia 2019

Opłatki z modlitwą


Już podczas pieczenia opłatków myślą, jaka będzie Wigilia w danym domu, czy zwaśniona rodzina się pojedna. Siostry Bernardynki z Łodzi, prowadzą opłatkarnię, przeszło 30 lat. Dziś, zakony kontemplacyjne, mają dużą konkurencję ze strony świeckich producentów.


Praca w opłatkarni jest ciężka i czasochłonna. Nadweręża nie tylko ręce, ale i kolana. Jednak, jak mówią siostry, żadnego wysiłku nie da się porównać z wielkim współudziałem w przygotowaniu mieszkania dla Chrystusa w sercach ludzkich. 


Równowartość dwóch mercedesów

- W latach ‘80. ks. biskup Rozwadowski nalegał na matkę przełożoną, aby otworzyć opłatkarnię, ponieważ księża zaopatrywali się w opłatki, komunikanty i hostię u sióstr Sakramentek w Warszawie. One zaś, nie dawały rady napiec na diecezję łódzką i warszawską – to było ponad ich siły – wspomina s. Józefa.
Maszyny do robienia ciasta i nawilżacz z Niemiec, już czekały w klasztorze od wielu lat, ale w tamtych czasach, trudno było otrzymać pozowlenie na budowę klasztoru, a co dopiero mówić o uruchomieniu działalności gospodarczej. Pierwsze wypieki, odbywały się nieoficjalnie.
- Opłatkarnia powstała w 1986 r. i ruszyła tuż przed Bożym Narodzeniem. Oprócz podstawowych, niezbędnych elementów, matka przełożona zamówiła szafę do przechowywania nawilżonych komunikantów. I to wszystko dotaro do nas w jednym transporcie, 2 października 1986 r. Niemiecką maszynę na 12 płyt, pomógł nam zdobyć i sfinansować aktualny ks. abp senior Władysław Ziółek, który był kiedyś naszym kapelanem. Poświęcił swój urlop, by głosić konferencje po kościołach, a przy okazji zbierał środki na naszą maszynę. W 1986 r. miała ona wartość dwóch mercedesów – opowiada s. Józefa.





Ręczna robota

Zaproszeni fachowcy z Niemiec, uruchomili urządzenia i pokazali jak ich używać. Pierwsze komunikanty, były gotowe na Adwent 1986 r. 2 marca, siostry dopełniły formalności urzędowych, ale dopiero w okresie przemian ustrojowych, działalność została przepisana na klasztor.
- Najpierw zaczęłyśmy piec komunikanty i hostie na naszej maszynie, ponieważ Niemcy nie znają opłatków wigilijnych. To jest zwyczaj tylko polski, chociaż teraz, jak Polacy rozjechali się po całym świecie, inni też go zapożyczyli. Maszyny do opłatków ze specjalnymi, wygrawerowanymi wzorami na jednej, górnej płycie, są przeznaczone do hostii i opłatków wigilijnych. Teraz mamy 5 maszyn do opłatków wigilijnych i 2 do hostyjnych. Wielkość naszych opłatków dużych, to: 10 cm na 18, a małych: 10 cm na 6. Mamy 20 hostii i każda posiada inny wzór. Przez wiele lat piekłyśmy opłatki całkowicie ręcznie, ale od zeszłego roku usprawniłyśmy produkcję, ponieważ pan, który robił te maszyny, zmodernizował projekt. Polega to na tym, że przy pomocy sprężarki, napychane jest powietrze, które pomaga automatycznie otworzyć i zamknąć maszynę. To bardzo nam ulżyło. Aktualnie pieką 4 siostry. Ja już nie piekę, ponieważ mam chore ręce, więc tylko pomagam przy sortowaniu. Starsze siostry, które są jeszcze sprawne, wkładają komplety do foliowych woreczków z kartką świąteczną.





Blisko Jezusa

Opłatkarnia daje im wiele radości, bo jak zauważają, to typowa produkcja dla sióstr zakonnych. Niestety, dziś produkcję komunikantów, hostii i opłatków, wzięły w swoje ręce prywante firmy.
- Wiele zakonów kontemplacyjnych wciąż dokonuje takich wypieków, ale teraz zmieniejszył się zbyt na produkty sióstr zakonnych – ocenia Bernardynka. – Jako siostry kontemplacyjne o klauzurze konstytucyjnej możemy prowadzić dzieła, jedynie w obrębie klasztoru.  
Świeccy producenci rozwożą opłatki na miejsce, co stanowi duże udogodnienie. Nie bez znaczenia jest też konkurencyjność w cenie. Jak zauważa siostra Józefa, czasem wystarczy grosz mniej, aby oferta skusiła wielu nabywców.
- Mimo tego istnieje duże grono księży, którzy chcą nas wspomagać – stwierdza. - Potrzebujemy pozyskać środki finansowe na ogrzewanie, elektryczność, czy leki dla chorych sióstr. Dawniej byłyśmy zakonem żebraczym. Teraz, kiedy kwestowanie się skończyło, naszą kwestą w duchu ubóstwa jest praca w opłatkarni i ogrodzie. Jesteśmy szczęśliwe, że Matka Krystyna, która zmarła 28 listopada po długiej i ciężkiej chorobie, podjęła się produkcji komunikantów, hostii i opłatków wigilijnych, ponieważ to dzieło i ta praca silnie przybliża nas do Pana Jezusa. Przygotowujemu Mu, niejako mieszkanie, piekąc tzw. niekwaszony, przaśny chleb tylko z mąki i wody. Może świeccy producenci też się modlą przy pracy, ale nie tak, jak my, bo naszym pierwszym obowiązkiem jest uwielbienie Boga.  




Zdjęcia ze zbiorów Sióstr Bernardynek.

Tekst ukazał się w Tygodniku "Idziemy", nr 50/2019, dn. 10 grudnia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz