wtorek, 1 września 2015

Gipsowa ramka ocalona przed koszem...


Moja Babcia zawsze miała ten sympatyczny zwyczaj, że jak szczególne spodobał jej się jakiś drobiazg, kupowała go w 2. egzemplarzach - także dla swej córki, czyli mojej Mamy. Dotyczyło to również ozdób choinkowych i w ich przypadku okazało się bardzo praktyczne, bo w którymś domu zawsze jakaś bombka zmieniała się kiedyś w kupkę tłuczonego szkła. Niejedna taka bliźniaczka, ocalała jako reprezentatywny, unikalny przedstawiciel gatunku, dzięki tej podwójnej mani.
Nie inaczej było z gipsową ramką, kupioną niegdyś na pamiętnym Stadionie Dziesięciolecia od rosyjskich handlarzy. Tym razem to Babci egzemplarz - mało, że wyjściowo był gorszy, bo oczy byle jak namalowano -  szybciej się wysłużył. Nie dość, że stał pusty, bez obrazka, czy fotografii, to jeszcze spadł dwukrotnie i uszkodził sobie szkliwo. Prawdziwy pechowiec.



Zatem Babcia odłożyła go, czekając na moją wizytę, z podjęciem ostatecznej decyzji. Do kosza? Czy ja z tym coś zrobię? Oczywiście, wybrałam drugą opcję. I tak mi się spodobał efekt, że wiem już jaki los, czeka schowaną w szufladzie ramkę Mamy...








6 komentarzy:

  1. kotek schowany w ramce urzekł mnie -
    a motyle z tyłu - dopełniają bajkowości!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kotek aż sam się prosił, by go umieścić wewnątrz ramki, niczym fotografię na stałe...

      Usuń
  2. Wspaniale ją odnowiłaś :) Przed też mi się podobała ale teraz nabrała charakteru i duszy :) Rozumiem, że jej nowy los to upiększanie komody? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję. Komodę to ja najpierw muszę uporządkować, żeby kotek nie wystraszył się i nie zwiał ;-)

    OdpowiedzUsuń