wtorek, 4 września 2012

WALONKI, VALENKI, BUTY BEZ SZWA - zimowe inspiracje



ZAGADKA SPRZED WIEKÓW
Koty? Pimy? Katanki? Cóż to takiego?!
A może:  volnuszeczki, valeniki, valency? Tu już powinno się trochę kojarzyć. Bo mówimy ni mniej ni więcej, ale o obuwiu, które ma za sobą niebagatelną, gdyż liczącą trzy i pół wieku, historię. Najszerzej znamy je pod nazwą VALENKI.
Charakterystyczne buty, zrobione z wełnianego filcu, pojawiły się na Syberii w XVIII wieku, zaś w europejskiej części Rosji – na początku XIX. Ponieważ rosyjski klimat nigdy nie pieścił swoich mieszkańców, pra – valenki, jako ludzka odpowiedź na drapieżne warunki atmosferyczne, szybko znalazły zasłużone uznanie.  
Rodowód owego niezwykle ciepłego obuwia, zaprowadził historyków aż do Azji. Właśnie tam, stepowi koczownicy, wymyślili filcowanie wełny i produkcję butów z filcu, co chroniło stopy nie tylko przed przenikliwym, zimowym mrozem, ale też przed ostrymi kolcami, oraz kamieniami. Najstarsi przodkowie tego jakże praktycznego obuwia, zostali odkryci przez archeologów w Ałtaju – valenkowe prababcie powstały w IV wieku przed Chrystusem.

Gdy życie zbyt mocno przykręca śrubę, chwytam się różnych form aktywności. Czasem debiutuję na jakimś polu, kiedy sprawdzone obszary nie wystarczają :-). Zazwyczaj, to okoliczności weryfikują, w co wsiąknę w danym momencie - ja tylko decyduję, z jakim skutkiem. W ubiegłym sezonie, wskoczyłam w taki nietuzinkowy projekt: jedna znajoma sprowadziła z Rosji buty, druga zaś ochoczo wzięła się za koordynację interesu i zaproponowała mi twórcze wybryki oraz pracę nad tekstami. I choć igła z nitką, to moje dobre koleżanki, zdobienie filcowych butów, do lekkich zajęć nie należy. Podobnie, jak i samo zrobienie valenka. O ile buciki w rozmiarze dla malucha, mają filc miękki i delikatny, to żeby upiększyć większy gabaryt, trzeba wykazać się zarówno cierpliwością, jak i pewną dozą fizycznej siły :-). Co gorsza, jeśli ktoś ma kłopoty alergiczne, to kurz unoszący się podczas pracy z wełną, wcześniej, czy później bardzo uprzykrzy mu pracę.





BUT BEZ SZWA
Mieszkańcy Azji nosili filcowe „koty”, „czuni”, „kengi”, z cholewą z materiału, lub bez cholewy. Ale wszystkie te buty, nie były jeszcze valenkami. Warto wiedzieć, że do dziś dzień w Mongolii, z filcu robione są pokrycia do jurt.     
W Rosji filc jako materiał do produkcji ciepłego obuwia był znany od dawna. Słynny rosyjski historyk Karamzin wymienia go, mówiąc o materiałach stosowanych za czasów panowania Księcia Światosława (koniec X w.). Pierwsze rosyjskie obuwie z filcu było prawdopodobnie wycinane i  zszywane, więc miało chociaż jeden szew. Prawdziwe valenki są o tyle dobre, że filcuje je się w całości, na specjalnej formie. Jak widać, słowo „valenki” pojawiło się dużo później, niż materiał, z którego są robione.
Pierwotnie valenki albo po syberyjsku „pimy”, były krótkimi butami, a ich cholewy robiono z tkaniny. Dopiero w XVIII w. rzemieślnicy Nizegorodskiej i Jarosławskiej prowincji wymyślili „pimy”, „samowalki”, „katanki” – czyli to, co ostatecznie zostało słynnym, rosyjskim valenkiem, filcowanym w całości razem z cholewą, a znanym na całym świecie ze swojej użyteczności i niezawodności. Właśnie to jest głównym atutem valenka, że robi się go bez żadnego szwa, dlatego jest tak miękki, wygodny i jak żaden inny, znany człowiekowi but - nigdzie nie uwiera. Jedynie nie przepada za wilgocią, dlatego pierwotnie noszono je ze skórzanymi, a następnie, aż do dzisiejszego dnia, z gumowymi kaloszami.




Tak, pisać o valenkach, to pestka, ale mieć swój udział w ich powstawaniu, choćby na ostatnim etapie, to już wyższa szkoła jazdy! Ale wciągnęło mnie to zajęcie zwłaszcza, że otrzymałam całkiem wolną rękę w projektowaniu wzorów. I tak, w pierwszej kolejności, zainspirował mnie oczywiście słowiański folklor...









Ale na dobrą sprawę, gdy śnieg rozjaśnił świat za oknem i zmęczony umysł, przemawiać zaczęło do mnie wszystko :-)




Chciałam też, zwłaszcza w kolekcji dziecięcej, oprócz wzorów uniwersalnych, zaprojektować te adresowane wyłącznie do określonej płci.
Chłopaki:




I wersja dla młodej damy:




WIOCHA, CZY LUKSUS?
Wielu z nas myśli, że valenki w Rosji nosili wyłącznie chłopi, że to takie „wiejskie” buty. Nic bardziej mylnego! W rzeczywistości, do czasów Piotra Wielkiego valenki były tak kosztowne, że tylko zamożne rodziny mogły sobie pozwolić na podobny luksus. Technologia filcowania przekazywana była z pokolenia na pokolenie, niczym tajna formuła, ponieważ każdy mistrz miał swoją tajemnicę produkcji, własną technologię i valenki robił wyjątkowe. Valenki, więc, nie tylko ceniono, ale i dziedziczono. Rodzina w której każdy członek miał swoją parę takich butów, była uznawana za bardzo dobrze sytuowaną. W nieco mniej bogatych domach, wszyscy nosili jedną parę.
Dopiero za czasów Piotra I, produkcja valenek zaczyna się na wielką skalę…
Piotr I, odkrył różne walory tego obuwia, między innymi, uznawał valenki za świetny środek przeciwko korzonkom. Zawsze zakładał je po „bani” (w Polsce, zbliżonym przybytkiem tego rodzaju była łaźnia) i po kąpieli w przerębli.
Inni władcy także szanowali valenki. Anna Ioanowna pozwoliła damom dworu nosić je pod sukniami!
Dzisiaj produkcja valenek odbywa się również fabrycznie. W Rosji, na Ukrainie, Białorusi i w Kazachstanie, istnieje około 15 fabryk produkujących valenki. Lecz nic nie zastąpi w obecnym zalewie masowej produkcji, tych wytwarzanych ręcznie, z własną duszą, egzotycznym rodowodem i wciąż żywą historią...

FILCOWY RENESANS

Nareszcie: stało się! VALENKI masowo wracają do sklepów obuwniczych! Zasłużoną transformację przeżywa nie tylko Rosja, ale i ten tradycyjny, filcowy bucik, który dumnie wkracza (dosłownie!) do garderoby nowoczesnych trendsetterek.
Kto szczególnie chętnie kupuje dziś to wygodne obuwie? Mamy, które przecież najlepiej wiedzą, co jest najlepsze dla dzieci. Valenki oprócz tego, że są wygodne i praktyczne, idealnie zapobiegają przeziębieniom u maluchów. Z owczej wełny powstaje również domowa odmiana valenka. Nie jest tak wysoka i gruba, jak te do noszenia na zewnątrz, ale valenki – kapcie, równie idealnie pozwalają stopie zagrzać się i odpocząć. W czym tkwi ich tajemnica?
Wszystko wskazuje na to, że – w owcy.

                                  
                                                           SAMO ZDROWIE
           
A konkretnie, w wełnie tych pięknych, służących od lat człowiekowi, zwierząt. To jej valenki zawdzięczają swoją wszechstronną użyteczność. Wełna nie tylko ogrzewa, ale także leczy.  Ponieważ jest strzyżona wyłącznie z żywych owiec, ma w sobie leczniczą energię słońca. Dlatego valenki wychodzą tak miękkie, lekkie i praktyczne. Bardzo dobrze przepuszczają powietrze i jednocześnie ogrzewają stopy. Ważną ich cechą zdrowotną jest to, że poprawiają krążenie krwi, przyczyniając się do rozszerzenia naczyń krwionośnych. Ponadto przynoszą ulgę w schorzeniach reumatycznych. A przy tym uspokajają swym ciepłem, poprawiając nastrój nawet w najsilniejsze mrozy.



                                                           TE CUDOWNE OWCE
Co takiego unikalnego ma w sobie owcza wełna? Po pierwsze: może ona wchłaniać wilgoć, pozwalając jej jednocześnie odparowywać. Sama pozostaje sucha, co stanowi nieocenioną jej cechę przy przeziębieniach. Po drugie: wełna zawiera szczególną substancję – lanolinę, czyli zwierzęcy wosk, który likwiduje bóle stawów i mięśni, ma także działanie przeciwalergiczne i przeciwzapalne. Po trzecie: naturalna owcza wełna jest tak ciepła, że stopy naprawdę nigdy nie marzną. A co równie ważne w czasach, gdy tak wiele naszych nóg nosi trwałe ślady niewłaściwego obuwia - stopa w valenkach absolutnie nie zniekształca się. Suche ciepło owczej wełny i lanolina wspomagają szybkie gojenie ran i złamań, likwidują zapalenia, łagodzą napięcia nerwowe. Nawet pewna „szorstkość” filcu ma znaczenie lecznicze. Valenki  założone na bosą stopę, dają efekt masażu, poprawiającego krążenie krwi, co z kolei prowadzi do zmniejszenia zmęczenia.

Ostatni akapit, czytają TYLKO OSOBY, KTÓRE UKOŃCZYŁY 18 LAT J
Panowie, ten fragment jest adresowany w szczególności do Was, ponieważ valenki uskrzydlają Waszą męskość. Pomagają także w łagodzeniu dolegliwości związanych z „syndromem następnego dnia po imprezie”. Nic prostszego, jak samemu przekonać się o bogatych możliwościach poczciwego valenka. 
A tu jeszcze kilka zdjęć roboczych:



Nim się obejrzymy, zawita do nas kolejna zima. Nie wiem, czy do działań walonkowych jeszcze wrócę, czy potraktuję ten etap, jako zamknięty. Ale inspiracji - nigdy dość. Wieczory będą coraz dłuższe, może więc warto coś pozdobić? Niekoniecznie nawet filcowe buty, choć przeczucie podpowiada mi, że będą nadal modne...


7 komentarzy:

  1. Wow !!! Jestem pod wrażeniem posta. Niezłą ma długość i świetne informacje zawiera (dzięki!). W dodatku opatrzony tyloma fotkami. Moje wielkie gratulacje :)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki :-) Informacje zaczerpnięte ze źródła, to jest z tekstów rosyjskich. Lepiłam je w ubiegłym sezonie na naszą stronkę - swoją drogą nie patrzyłam, czy jeszcze dynda się gdzieś w wirtualu. Niestety, nie każdy wzór udało się udokumentować fotograficznie, ale i tak sporo się nazbierało :-) Pożałowałam, że żadnej pary nie zachowałam dla siebie, ale ze mną tak już jest: albo wszystko zostawiam, albo wszystko puszczam w świat.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo jestem ciekawa, czy znasz jakieś miejsca u nas, gdzie takie tradycyjne walonki się wyrabia. Z chęcią bym weszła w posiadanie takich ręcznie robionych :))) Z góry dzięki za info.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. gdzie mozna takie cudenka kupic?

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też chcę wiedzieć gdzie można kupić takie walonki;)

    OdpowiedzUsuń
  6. W tym momencie już nigdzie - nasz projekt został... zakończony chyba, że coś w tej materii dzieje się poza mną ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń