sobota, 1 września 2012

KAZIMIERZ DOLNY: Sztuka prosto z serca...



Na przekór dzisiejszym tendencjom w sztuce i muzyce, które poprzez prowokację pragną zdobywać odbiorcę, twórcy ludowi udowadniają, że to co jest wyrazem szczerego zachwytu nad otaczającym światem – zawsze trafi do serca.
           
Powołanie do sztuki
Nie mówi się o nich na co dzień. Nie pozują do zdjęć w kolorowych tygodnikach. Tylko prawdziwi entuzjaści polskiego folkloru, znają ich nazwiska. Artyści ludowi, to co robią traktują jak powołanie, nie zwracając uwagi na poświęcany twórczości czas i nie narzekając - jak wielu innych - na niskie zarobki. Pochodzą z różnych zakątków kraju i tylko kilka razy do roku spotykają się w większej grupie. Okazją do wspólnych spotkań i prezentacji swoich najnowszych osiągnięć są festiwale folklorystyczne. W tych dniach, twórcy ludowi nakładają swoje regionalne, ręcznie wykonane stroje, pozwalając widzom przenieść się mocą wyobraźni w odległe czasy. To rzadka okazja do rozmowy o niezmiennym od wieków warsztacie twórczym z samymi artystami, którzy traktują swoje rzemiosło jak dar od Boga.  
Chociaż w ostatnich latach wzrosło zapotrzebowanie na sztukę ludową, zarówno w dużych miastach naszego kraju, jak i zagranicą - wciąż tylko nieliczni mogą utrzymać się z artystycznej pracy.


Sztuka z ważnym przesłaniem
Krzysztof Grodzicki z Łukowa jest talentem samorodnym. Jego pełne ekspresji, zupełnie różne od tradycyjnych rzeźby niemal od razu zwracają moją uwagę. Dziedziną sztuki którą pierwotnie uprawiał ten artysta było malarstwo, ale koszt farb i płótna okazał się zbyt wysoki.
Zanim pan Krzysztof odkrył w sobie rzeźbiarską pasję, miał trudny okres w życiu. Pamięta ten dzień, gdy nie mógł porozumieć się nawet z najbliższymi i po gwałtownej sprzeczce, położył się spać ogromnie rozgoryczony i zagubiony.
- Po raz pierwszy miałem taki sen – opowiada – Siwobrody starzec w świetlistym obłoku pochylił się nade mną i dotknął mojej głowy. No, tak, myślę z przerażeniem, to święty Piotr już po mnie przyszedł – wzdraga się – Ale obudziłem się nazajutrz czując ulgę i spokój. W miesiąc później zacząłem rzeźbić. Głównie motywy religijne, ale nie tylko. Oprócz rzeźby takiej jaką tu widać, robię też wystroje wnętrz. Na warszawskim Ursynowie jest restauracja w stylu zakopiańskim mojego autorstwa.
            Krzysztof Grodzicki, niebywale skromny i otwarty mimochodem wspomina, że jest całkiem dobrze kojarzony w Zachodniej Europie wśród znawców rzeźby ludowej. Na pytanie, czemu szuka biblijnych inspiracji, odpowiada:
- Ludzie są różni. Jednemu nie pomoże kazanie, ale zaduma się patrząc na rzeźbę. Przy wyrzeźbionych postaciach zamieszczam osobiste komentarze, takie które pomagają zastanowić się nad sobą, jak na przykład tu…
Uważnie oglądam pełną wyrazu figurę Chrystusa upadającego pod krzyżem.
- To z korzenia – wyjaśnia autor – Znalazłem go podczas spaceru i gdy wziąłem do ręki już wiedziałem co z tego będzie. Zobaczyłem – dodaje z uśmiechem.

Kruche ornamenty
- Z barwnikiem do pisanek jest tak jak z kawą cappuccino – śmieje się Maria Kieleczawa – Trzeba zagotować wodę, przestudzić do 95 stopni, wsypać proszek i zamieszać. Należy pamiętać, aby najpierw odtłuścić skorupkę, w przeciwnym razie barwnik się nie przyjmie.
Pani Maria tworzy pisanki znaną od X wieku techniką batikową, polegającą na nakładaniu gorącego wosku na powierzchnię jajka. Miejsca pokryte woskiem nie są barwione. Inspiracją dla artystki są charakterystyczne wzory huculskie.
Artystka mieszka we Wrocławiu, chociaż jej rodzice wywodzą się z Beresty – miejscowości w pobliżu Krynicy. Malowania pisanek nauczyły panią Marię jej babcia, mama i ciocia ze strony ojca. Pięciopokoleniową tradycję kontynuują również dwie córki artystki. Barwne ornamenty powstają nie tylko na skorupkach jaj kurzych, ale także gęsich, strusich, czy gołębich. Zdarzają się też jaja krokodyle. Jest tylko jeden warunek: skorupka musi być koniecznie biała.
- A te serwety i bieżniki, to dzieła mojej teściowej, która pochodzi z wioski o tradycjach hafciarskich – oznajmia pani Maria, prezentując mi wyroby na swoim stoisku – Wykonanie jednego bieżnika zajmuje wiele tygodni – wyjaśnia -  Udało nam się zrobić rzadką rzecz: połączyć dwie stare, piękne tradycje – dodaje z dumą i radością. 
Artystka ukończyła Akademię Ekonomiczną, pracuje zaś jako nauczycielka dyplomowana technologii gastronomicznej w szkole dla dzieci specjalnej troski. Jest członkinią Stowarzyszenia Twórców Ludowych w Lublinie, Dolnośląskiego Stowarzyszenia Artystów Plastyków we Wrocławiu, oraz członkinią zarządu Zjednoczenia Łemków w Polsce. Jest laureatką licznych prestiżowych nagród.
- Nie mam z tego co robię dużych zarobków, ale dla mnie sztuka, to przede wszystkim satysfakcja z samego aktu tworzenia – zapewnia z entuzjazmem - Zdarza się, że studentki wydziału Etnologii piszą o mnie prace magisterskie i to mnie autentycznie cieszy – dodaje.

Żywioł i talent
Pełna energii i emanującej z każdego gestu radości Lilia Sola urzeka mnie swoim zapałem, jeszcze zanim urzeknie mnie swoją różnorodną twórczością. Aż trudno mi uwierzyć, że mam przed sobą panią na emeryturze. Niejedna młoda osoba mogłaby brać przykład z tej, urodzonej i mieszkającej w Puławach artystki. Pani Lilia jest animatorką życia kulturalnego w regionie, oraz inspiratorką i organizatorką licznych działań na rzecz tradycji i sztuki ludowej. Prowadzi spotkania z mieszkańcami wsi, wieczory poetyckie, wystawy, kiermasze, spotkania z młodzieżą, ale także z seniorami. Piastuje honorowe funkcje w instytucjach związanych z kulturą i sztuką ludową.
W roku 2000 pani Lilia obchodziła jubileusz 30 – lecia pracy twórczej. Z tej okazji w Muzeum Regionalnym w Puławach otwarto wystawę różnorodnej twórczości artystki, prezentując około 100 jej prac: papieroplastykę – m. in. kwiaty z bibuły, pająki, czy ozdoby choinkowe; wycinanki, haft, obrazy olejne i obrazki na szkle. Prace artystki znajdują się w zbiorach muzeów oraz kolekcjonerów w kraju i za granicą.
Lilia Sola jest przede wszystkim mistrzynią wycinanki, kontynuującą rodzinne zamiłowania w tej dziedzinie. Z uwagą oglądam specjalne, krótkie nożyczki – jedne należące do babci pani Lilii, drugie do mamy artystki.
- Najtrudniejsze są dla mnie motywy roślinne – wyjaśnia – Wzory geometryczne mają swoją powtarzalność i są łatwiejsze do wykonania.
            Kiedy pani Lilia tworzy swoje małe, kipiące różnymi kolorami arcydziełka, nie myśli o zarobkach. Własny talent jest dla mniej darem, który daje jej radość i poczucie sensu. W przeciwieństwie do wielu współczesnych artystów nie potrafi pracować obciążona myślą o pieniądzach.
- W Polsce, mniej niż w innych krajach europejskich dba się o twórców ludowych. Nawet za wyjazdy na festiwale artyści często muszą sami płacić – stwierdza, ale bez zniechęcenia – Tak wygląda rzeczywistość...
            Lilia Sola od młodych lat tworzy również z potrzeby serca liczne wiersze. Jej poezja jest osobista, pełna ciepła, wielkiej wrażliwości na piękno stworzenia, oraz głębokiej wiary w Boga.
           
            Zawsze jest nowy dzień
Podczas tegorocznego Festiwalu Twórców Ludowych w Kazimierzu Dolnym, pani Lilia poniosła dotkliwe straty. W ciągu minuty potoki deszczu zalały Duży Rynek, będący sercem festiwalowych pokazów. Woda bez problemu pokonała szpary w drewnianych daszkach kramów, nie chroniących już dobytku artystów.
- To była praca wielu tygodni – zauważa – Nim otworzyłam walizkę, wszystko było mokre. Haft i rzeźba nie są tak podatne na zniszczenie jak papier czy bibuła…Część kwiatów rozwiesiłam w pokoju, aby wyschły. W niektórych udało się wymienić papierowe liście czy płatki, ale części nie udało się uratować. 
            Ucierpiały także tomiki poezji, w których woda posklejała kartki.
            Nazajutrz, mimo przykrego incydentu pani Lilia wzięła udział w ostatnim dniu festiwalu. Nad rynkiem znowu świeciło słońce, a artystka witała wszystkich pogodnym uśmiechem.
- Ja już przebolałam straty – wspomina – Takie sytuacje mnie nie załamują. Mówię  wtedy: „Dziś jest nowy dzień”.


   



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz