wtorek, 29 maja 2018

Hanami - Festiwal Kultury Japońskiej


Pub Lolek na Polach Mokotowskich, może wielką przestrzenią nie grzeszy, ale zdołał pomieścić tak pojemny tematycznie festiwal, jak Hanami. Impreza dla pasjonatów zarówno tradycyjnej, jak i nowoczesnej kultury japońskiej, przyciągnęła tłumy głównie młodych ludzi.




Szkoda, że Organiatorzy nie przewidzieli w oficjalnym zarysie pikniku, wyjścia poza teren pubu. Pogoda od kilku tygodni była idealna i nic nie wskazywało na to, że w dniu Festiwalu padnie. Na otwartych przestrzeniach Pól Mokotowskich, nie tylko pokazy walk, mogły widocznie i funkcjonalnie zyskać. Dałoby to szansę obserwacji dużo większej ilości widzów, a nie tylko garstce, która odpowiednio wcześniej, skupiła się pod sceną...

















Nie wiem, czemu Organizatorzy, nie wzięli takiej opcji pod uwagę...
Mimo tego, tegoroczne Hanami, oceniam znacznie wyżej, niż ubiegłoroczny Piknik z Kulturą Japońską Matsuri, zorganizowany po raz pierwszy w niefunkcjonalnym SDK, przy ul. Bacha 15.
Głęboko zasmuciła mnie informacja, że tegoroczna impreza odbędzie się także w tamtym ciasnym, przekombinowanym obiekcie ;-(
Jak wyszło to w tym roku - oczywiście Wam pokażę - ale rewelacji z pewnością nie warto oczekiwać ;-S
Tymczasem syćcie zmysły różnorodnością Hanami :-)

Stoiska, na których można było nabyć słodycze,



rękodzieło,



(poniższe cudo, jest już moją własnością)


Autorska ceramika Luki sprawiła, że wraz z Koleżanką dostałyśmy przysłowiowego oczopląsu i długo wybierałyśmy naczynie dla siebie, delektując się wzorami oraz odcieniami szkliw...








(Byłam o włos od zakupu powyższego kubeczka, ale wybrałam spokojniejsze barwy, hmmm... ciut bardziej mroczne ;-). Finansowe ograniczenia sprawiły, że nie mogłam wziąć 2.) 

zabawki



pamiątki tematyczne,






jedzenie,




 biżuterię,




(zielonym żurawiom nie byłam w stanie się oprzeć)


 oraz to co Japończycy i Kida, lubią szczególnie mocno - gadżety ;-)


Karteczki biurowe z kotami, wprawiły mnie w osłupienie. Wybrałam, oczywiście - moje ukochane Syjamy. Złożenie pudełeczka, było prawdziwą sztuką origami ;-) Wcale sprawnie mi to nie poszło.
Na taki pomysł, mogli wpaść tylko ci, którzy lwią część życia spędzają w firmach-biurach. Myślę, że w otoczeniu takich drobiazgów - czas płynie szybciej i weselej...






Kto przybył odpowiednio wcześnie, stawał w krótkiej kolejne po indywidualną przypinkę. Na miejscu można było zamówić sobie bohatera z ulubionego anime, albo dowolne zwierzę...






Przesympatyczne doświadczenie - uczestniczyć od początku do końca w procesie twórczym! :-) 







Po raz pierwszy udało mi się zdobyć taki drobiazg. Na ubiegłorocznym Matsuri, kolejka ciągnęła się w nieskończoność.

Można było także zagrać w tradycyjne gry.


i poprosić o wykaligrafowanie swojego imienia:


Ponieważ swoje pierwsze imię - polskie, mam już wypisane zarówno po japońsku, jak i po chińsku - tym razem poprosiłam o zapisanie mego drugiego, egipskiego imienia. Wygląda tak:


W programie Hanami, był też krótki, ciekawy spektakl...














Szkoda, że następne warszawskie Hanami, dopiero za rok... 



4 komentarze:

  1. Jak Ci zazdroszczę, że możesz brać udział w takich imprezach. Ja nawet nie mogę o czyś takim pomarzyć, buuuu... Tym cenniejsze są Twoje relacje.:)
    Pozdrowionka:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Ci, Sówko. Cieszę się, że moje wpisy komuś się przydają :-)

    Wiele mnie kosztują takie wyprawy. Jeśli coś jest w stolicy i dodatkowo w weekend to telepię się komunikacją miejską 1,5-2 godz.w jedną stronę, bo w moim mieście zasadniczo nic się nie dzieje z wyjątkiem sporadycznych imprez sportowych. Ale ja już przywykłam do takiego trybu życia. W podróży zawsze czytam, więc to też zaleta ;-)

    Nie chcę pewnego dnia stwierdzić, że życie minęło mi tylko na pisaniu tekstów, na tematy, które nie zawsze są bliskie memu sercu i zainteresowaniom...

    Pozdrawiam Cię serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. i tyle ciekawostek mnie ominęło?!
    dobrze, że jeszcze przede mną jest
    szansa na przymierzenie kimona :)

    kotek w pudełku rozwala system ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. No, widzisz, Ineczko...
    Zanim poszłyśmy na rośliny owadożerne, ja i O. od rana chłonęłyśmy Azję ;-)

    OdpowiedzUsuń