środa, 4 lipca 2018

Przasnyski Jarmark Staropolski z Rodziną Kostków w tle


Raz do roku mieszkańcy Przasnysza nakładają stroje z przełomu średniowiecza i renesansu... W tym dniu na wyspie nad Węgierką, podczas kilku wiosennych godzin, rozkwita dawne obozowisko...












(dawne i dzisiejsze, w sytuacyjnym połączeniu, tworzy dowcipną mieszankę ;-)  


Przasnyski Park Miejski, założony w XIX w., to faktycznie niegdysiejszy ogród spacerowy. Po dziś dzień, zachował swój romantyczny charakter. Jego wyrazistym elementem jest most, na którym zakochani zawiesili kłódki symbolizujące ich więzi. Ile związków okazało się równie trwałych, niczym te przedmoty - wiedzą pewnie tylko leniwe fale Węgierki...





19 maja, przyjechałam do Przasnysza, by zobaczyć Jarmark Staropolski. Podczas wydarzenia zaaranżowano efektownie kramy dawnych rzemieślników:




















Można było obejrzeć stanowisko alchemika,



i brrrr... kata.


Impreza historyczna w sporej mierze adresowana była do młodszych uczestników, którzy mogli spróbować swoich sił w grach logicznych i sprawnościowych.









Ciekawostkę stanowiło otwarcie szlaku pielgrzymkowo-turystycznego św. Stanisława Kostki - patrona miasta Przasnysz.


(poniżej: Jacek Piotrowski)


Duża część programu i inscenizacji, była poświęcona rekonstrukcji wybranych epizodów z krótkiego, ale niemal filmowego życiorysu młodego jezuity.


Jednak głównym punktem wydarzenia, było oficjalne otwarcie szlaku pielgrzymkowo-turystycznego, na miarę XXI wieku.


Dwoje mieszkańców Przasnysza – Jacek Piotrowski, badacz historii ziemi przasnyskiej, prowadzący gospodarstwo agroturystyczne, oraz dr inż. Joanna Budnicka – Kosior, pracownik Wydziału Leśnego SGGW w Warszawie – stworzyło przy zewnętrznym wsparciu interaktywną mapę dla turystów i pielgrzymów, pragnących odwiedzić miejsca związane z patronem Przasnysza.


Aby móc skorzystać z tej formy pogłębienia wiedzy, należy wgrać specjalną aplikację do smartfona. W każdym miejscu związanym z życiorysem urodzonego w Rostkowie, a ochrzczonego w Przasnyszu świętego, znajdziemy kod QR. Po jego sczytaniu, uczestnikowi gry miejskiej wyświetli się pula pytań, dotyczących danego miejsca.       


(pomnik św. Stanisława Kostki)

Zabrakło mi trochę poczęstunku w dawnym duchu. Z wyjątkiem gorących podpłomyków, żołądek ożywiony rześkim, wiosennym wiaterkiem, nie mógł liczyć na sycące wypełnienie. Nie licząc chleba ze smalcem i ogórkiem kiszonym, czy ziemniaków na patyku.


Kramy z drugiej strony mostu, też nie miały bogatej oferty kulinarnej...



Trochę rękodzieła:







Zaintrygowały mnie szafirki i przebiśniegi z bibuły, ponieważ takich wzorów nie spotkałam wcześniej. I oczywiście, musiałam jakieś przywieźć do mojego domu ;-)


Żadna impreza plenerowa, nie może obyć się bez obowiązkowego, odpustowego kiczu ;-)





Chwile grozy przeżyłam, tuż przed drogą powrotną, gdy uświadomilam sobie, że zakupiony o godz. 4 nad ranem za pomocą "e-podróżnika" bilet - może nie być ważny. Ze zmęczenia późną porą, nie odkliknęłam głupiej funkcji, która automatycznie zaznacza wg systemu opcję najpopularniejszą - bilet na maila w komórce. Nie używam smartfona, nie bawi mnie to wielkie, ciężkie, niewygodne urządzenie. Wierna jestem starej komórce. Inne czynności, załatwiam przez laptopa. Tak więc z opóźnieniem do mnie dotarło, że potwierdzenia zakupu nie doczekam się w moim sentymentalnym Sony Erikssonie ;-S Nie pozostało mi nic innego, jak zrobić zdjęcie ekranu laptopa i wyświetlić je kierowcy. Już w Prasnyszu coś mnie tknęło. Spojrzałam na wyświatlacz aparatu i... zesztywniałam. Fotkę zrobiłam, owszem. Ale nie biletu, a faktury.
Szczegółów słownych przepychanek z bardzo formalnym kierowcą - Wam zaoszczędzę. Pokazałam smsa, z dowodem przelewu i nazwą odbiorcy, podałam godzinę zakupu i nazwę przystanku, oraz poprosiłam o weryfikację w bazie danych, wręczyłam też dowód z danymi, zapisanymi na fakturze. A wszystko to na oczach pasażerów tracących cierpliwość w kolejce. Mimo tego, kierowca zachował postawę głazu narzutowego. Był nie do ruszenia... Cóż - ja też.
W końcu, zostałam wpuszczona do autokaru. Szczęśliwie, nie musiałam drugi raz płacić za podróż powrotną ;-)






2 komentarze:

  1. Cuda kwiatki, a ja lubię takie jarmarki :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też, Ewuniu. Zawsze dobrze się bawię na takich imprezach i jeszcze lepiej wypoczywam ;-)

    OdpowiedzUsuń