poniedziałek, 11 czerwca 2018

Marianna Staśkiewicz - Z głębi kurpiowskiego ducha



Przez lata, za swoją bogatą, różnorodną twórczość, zdobyła najważniejsze nagrody: „Zasłużony dla Kultury Polskiej”, nagrodę im. Oskara Kolberga oraz Medale „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” i „Pro Masovia”. Marianna Staśkiewicz z Kadzidła wykonuje jedyne w swoim rodzaju, barwne, realistyczne rzeźby szydełkowe, a także tradycyjne bibułkowe kwiaty, palmy, czy kierce. 90 – letnia artystka pisze również wiersze w gwarze kurpiowskiej, w których wyraża swą mądrość życiową, portretuje ludzkie namiętności i ożywia minione.






- Kiedy poczuła Pani w sobie poetyckie natchnienie?
- Około 60. roku życia. Wcześniej, choć myśli szły mi do głowy jak z nut, nie było czasu. Przed wojną tylko 3 lata chodziłam do szkoły i już trzeba było iść do ludzi, do zarobku. A pracy miałam bardzo dużo. Do pola chodziło się 4 kilometry. Później pracowałam w izbie porodowej. Czasu nie było nawet na myślenie.
- Co Panią zainspirowało do pisania?
- Te wszystkie zmiany na świecie. Zmiany, których w ogóle nie rozumiem. Dziś, żeby się spotkać, trzeba dzwonić, umawiać termin. Kiedyś po prostu się przychodziło. To jest takie dziwne… Niektóre wierszyki pisze się od ducha. Ja tak piszę, jak zapamiętałam, jak w domu gadali. Dziś znajdują się naśladowcy, badacze, którzy spisują naszą mowę. Ale czasem przesadzają. Jak usłyszałam kiedyś taki przekład i „ozory”, czy „łach mój Jezu”, to chciało mi się śmiać. Co za łach i skąd? U nas tak się nigdy nie mówiło. No, chyba, że jakiś dziadek bez zębów kiedyś tak powiedział. Może niech nasza mowa, zostanie taką jaką faktycznie była. Po co ją przekręcać? Żeby było śmiesznie?





- Zacytuje Pani dowolny fragment wiersza w kurpiowskiej mowie?
- Sydekowe ludzie tak sie mnie słuchajo, co jem nakazuje wszystko wykonujo, grajo pod drzewem tońcujo, przy robocie stajo, casem sie uśniechom – chyba sie mnie bojo, nawet na odwagę tako’m sie zdobyła księdza i Papsieża tez’em postaziła. 




- Opisała Pani swoje niesamowite, szydełkowe rzeźby. Jest kapela kurpiowska, sceny rodzajowe, są zwierzęta i postacie biblijne. Jak Pani wpadła na taki pomysł?




- Zapamiętałam z dzieciństwa, że na Kurpiach każdy coś robił: wycinanki, firanki. No, chyba, że już naprawdę nic nie potrafił. Pamiętam, jak ojciec siedział przy piecu i pokazywał dzieciom, jak lepić figurki z ciasta na kluski. Nazywało się zajadka. Ja już w wojnę robiłam swetry i skarpety. Trzeba było i szyć i dziać. Dużo później wzięłam się za serwetki i koszyczki na sprzedaż. Jako przestrzenne pierwsze wykonałam te kurki. Matka Boska mi się przyśniła, stąd wziął się pomysł. Najwięcej czasu zajął mi harmonista pedałowy, jego robiłam najdłużej. Moje buźki różnie mi wychodzą, nie zawsze są ładne.





- Ogromnie ekspresyjną rzeźbą – sceną rodzajową jest „Wygnanie z Raju”.
- Tak, wtedy też po raz pierwszy zrobiłam drzewo – jabłonkę. Teraz pracuję nad palmami dla Pana Jezusa.





- Co chciałaby Pani wykonać w najbliższym czasie?
- Mam pomysł na pszczoły, chciałabym zrobić św. Huberta i św. Krzysztofa. Chciałabym też skopiować motyw figury, którą kupiło Muzeum Kurpiowskie. Do takiej pracy potrzebne są dobre oczy i dobra pamięć, aby liczyć oczka. Jak jeszcze będzie pracować głowa i ręce, to wszystko się uda.


Wywiad ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" - "Dodatek Mazowiecki" dn. 26 maja 2018r. 

CDN...

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy rodzaj twórczości i bardzo autentyczny, prawdziwie z potrzeby serca. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jest dokładnie, a Pani Marianna, to wzruszająco ciepła Osoba...

    OdpowiedzUsuń