niedziela, 24 lipca 2016

Smoszewski Festiwal Kultury


Pośród złocistych pól, w miejscu w którym nie spodziewałabym się kontaktu z niczym innym oprócz rodzimej, malowniczej Natury, odbyła się 9 lipca zgoła inna impreza... To kolejna edycja Smoszewskiego Festiwalu Kultury.W parterowym budynku, skromnie, ale niezwykle intrygująco i klimatycznie zaaranżowanym na potrzeby Domu Kultury, spotkali się artyści różnych sztuk.



W tym nieco onirycznym otoczeniu, organizatorzy i uczestnicy zbudowali niepowtarzalną atmosferę; stworzyli różnorodną imprezę i możliwość rozmowy z Artystami. Po raz kolejny przekonałam się, że przy odrobinie dobrej woli oraz inwencji, nie trzeba posiadać nawet wygórowanych funduszy, by przedstawić coś pozytywnego i wartościowego.











Oprócz gości z Mazowsza, prezentacje uatrakcyjniły 2 koncerty.
Mnie szczególnie porwał Sasha Boole. Choć to artysta z Ukrainy, jego niesamowicie energetyczna muzyka wyrasta z amerykańskiego folku. Świetne muzyczne motywy, surrealistyczne teksty, perfekcyjne wykonanie, a także pełna ciepła i humoru postać Sashy sprawiły, że ten koncert będę wspominała długo i z przyjemnością. Tym bardziej, że kupiłyśmy sobie z koleżanką po płycie ;-)





Wszystkiemu przyjrzałam się z uwagą. Zamyśliłam się nad nostalgicznymi portretami, podrapałam pod brodą śpiącego kota, powstrzymałam przed pocałowaniem ropuszki ;-)










Ale na punkcie tych mebli po prostu oszalałam! Ławy, stołki, krzesła... I jak gorzko plułam sobie w brodę, że w ramach wstrzemięźliwości ... nie wzięłam z domu pieniędzy ;-) Tymczasem już niemal wszystkie krzesła rozpadły mi się pod pupą, zaś na naprawę wciąż nie mam siły... Na szczęście znajomi pożyczyli kasę i z trudem w natłoku asortymentu, wybrałam jedno:








Wygląd tego nie zdradza, ale jest niesamowicie wygodne i bardzo ciężkie. Korciło mnie to miękkie, owłosione, ale dobrze wyczułam Recydywę i uznałam, że będziemy wciąż walczyć o miejscówkę. Do nagiego drewna przynajmniej nie przyklejają się kłaki.


Włochate kupił ktoś inny...
Imprezę zakończyło ognisko.




A później pojechaliśmy na imprezę prywatną ;-)



Do domu wróciłam rano i gdyby nie fakt, że byłam umówiona na wczesny obiad w stolicy, chyba już bym się nie kładła. Pozytywne szaleństwa naładowały moje podupadające, wewnętrzne akumulatory ;-D



4 komentarze:

  1. owadzie meble wprost zwalają z nóg!!!
    zatachałabym i krocionoga, i pasikonika
    i biedronkę również :)

    chociaż cała reszta inwentarza sawannego
    jako i okołodomowego też imponująca - a
    w tle mignął mi długouchy krzesełkowiec...

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz kocie krzesło !!!!!!! Ja bym targały pewnie żyrafę ;))))) ale innymi tez bym nie pogardzila :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Kociaste krzesełko cudo. Taki tron dla prawdziwej kociary :)

    OdpowiedzUsuń
  4. W fajnej imprezie udało Ci się wziąć udział. A te meble rzeczywiście niesamowite. Gratuluję krzesła. Wygląda super.
    Pozdrawiam ciepło :*

    OdpowiedzUsuń