czwartek, 3 marca 2016

Neil Gaiman i moje wizje


Neil Gaiman jest jednym z moich ukochanych autorów prozy dziwnej i tajemniczej. I według mnie, także jednym z najważniejszych twórców tego gatunku przynajmniej dwóch ostatnich dekad. Śmiało mogę wymienić go w tym samym szeregu, w którym ustawiam Stephena Kinga, czy J.K.Rowling. Ale to oczywiście nie wszyscy moi Mistrzowie pióra z tej dziedziny. Opis tych, którzy całokształtem swej wyobraźni uplastycznili moją własną wrażliwość, tudzież tylko z pomocą niektórych dzieł - mógłby posłużyć jako materiał do kolejnego bloga. A tego na razie nie przewiduję ;-).
Wróćmy więc do Gaimana, który wkradł się w moje serce jeszcze na studiach, dzięki memu serdecznemu koledze z roku. To była oczywiście powieść: "Koralina" ( w Polsce wydana w 2003r.)
- Musisz przeczytać. Wiem, że ci się spodoba - usłyszałam.
I miał rację... Dla mnie to był początek trwającej po dziś dzień przygody w barwnych światach, przy boku pełnokrwistych, przekonujących bohaterów. Oczywiście te hasła można by zastosować do opisu większości prozy z pod znaku szeroko rozumianej "fantastyki". Ale u Gaimana, jest jeszcze to coś niepowtarzalne, nie poddające się jednoznacznemu opisowi, balansujące na granicy różnych definicji. Nieuchwytne, lecz wbijające się w emocje, prowadzące myśl po labiryncie wyobraźni Autora. Oniryczne...

Ilustracje, jakie dziś oglądacie, wykonałam do opowiadania pt.: "O tym, jak markiz odzyskał swój płaszcz" (How The Marquis Got His Coat Back)


"(...) Markiz postarał się nie westchnąć. Grzybna kobieta postawiła przed nim pęknięty plastikowy talerz z parującym plastrem grillowanego Grzyba. Trącił go eksperymentalnie, by się upewnić, że jest dokładnie upieczony i nie pozostały w nim żadne aktywne zarodniki. Nigdy nie dość ostrożności, a markiz uważał siebie za zbyt samolubnego na symbiozę.
Grzyb był w porządku. Przegryzł go i połknął, choć od jedzenia zabolało go gardło.
- Czyli chcesz jedynie, żebym dopilnował, aby przeczytała twe miłosne przesłanie?
- Masz na myśli mój list? Mój wiersz?
- Owszem.
- No... tak. I chcę, żebyś z nią był i dopilnował, że nie odłoży go nieprzeczytanego. A potem przyniósł mi jej odpowiedź.
Markiz przyjrzał się młodzieńcowi. Istotnie, na szyi i policzkach wyrastały mu małe grzybki, włosy miał ciężkie i niemyte i otaczała go ogólna woń opuszczonych miejsc, ale prawdą było także, iż jasnobłękitne oczy pod gęstą grzywką spoglądały przenikliwie, a on sam był wysoki i całkiem atrakcyjny (...)"




"(...) Opuszczając Ruchomy Targ, minął gromadkę ludzi, schodzących ze schodów, i przystanął pozdrawiając skinieniem głowy młodą kobietę niezwykłej urody. Miała długie pomarańczowe włosy i spłaszczony profil prerafaelickiej piękności, a na grzbiecie jej dłoni ciemniało znamię w kształcie pięcioramiennej gwiazdy. Drugą dłonią gładziła głowę dużej nastroszonej sowy, która spoglądała nieżyczliwie na świat oczami nietypowej dla tych ptaków, jasnobłękitnej barwy. "



I jeszcze kilka słów o moich ilustracjach...
W przypadku Grzybnego Człowieka, posiłkowałam się mym stylem z ostatnich lat, zanurzonym w większym,  lub mniejszym stopniu w estetyce mangi.  
Nie tylko pod wpływem niezrozumienia tego typu rysunku w Polsce, (a przynajmniej wśród szerszej grupy  naszych odbiorców), ale na skutek zwykłego zmęczenia konwencją i tęsknoty za realizmem z którego wiele lat temu wyłoniłam swoją kreskę - tworząc postać Drusilli z Kruczego Dworu bliższe mi były prace Alfonsa Muchy (1860 - 1939) niż te współczesnych japońskich mistrzów...  

12 komentarzy:

  1. Bardzo podoba mi się grzybny portret , jest w nim tyle wilgoci grzybowego jestestwa :) . Muchę kocham miłością wielką jeszcze z lat dziecięcych :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Portretując Grzyba dobrze się bawiłam ;-) Zresztą grzyby lubię w każdej postaci - jako stworzenia do podziwiania, konsumpcji i natchnienie artystyczne...
    I ja Muchę poznałam dość wcześnie. Moja miłość do prac tego Artysty trwa do dziś ;-) Pamiętam w jakim szoku byłam, gdy ujrzałam je na żywo w Muzeum Narodowym. Ich rozmiar obezwładnił mnie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham Muchę! Szkoda, że nigdy nie widziałam na żywo jego dzieł.Bardzo podobają mi się detale Twoich rysunków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie! O, Mucha na żywo jest imponujący jak coś wprost architektonicznego! Ogrom postaci, detali, które w albumach znamy tylko jako drobinki, wali na twarz. Jakbyś stała przed wejściem do świątyni. Przynajmniej, to poczułam przed laty mając jego prace na wyciągnięcie ręki...

      Usuń
  4. Grzyb jest niesamowity, jestem nim zachwycona po prostu ! Absolutna rewelacja ! Bardzo podoba mi się styl w jakim tworzysz swoje prace, jest taki inny i wyrazisty :) To oczywiście moja opinia, ale tak na prawdę tylko ta się dla mnie liczy :))))))
    Alfons Mucha to mistrz nad mistrzami !!!!! Zaraz za nim jest Klimt :))))))))

    OdpowiedzUsuń
  5. O, dla mnie Twoja opinia też bardzo się liczy!!! :-D Dziękuję.
    Proszę, kolejny punkt dla Muchy ;-)
    U mnie na drugim miejscu jest Malczewski...

    OdpowiedzUsuń
  6. Alfonsa Muchy prace osobiście podziwiałam
    swego czasu i ja w stolicy, żałując, iż nie
    mam miesięcznego biletu i tyleż urlopu, by
    móc chłonąc cm po cm Jego malowidła - trochę
    pocieszam się do dziś okazałym albumem - ale
    pamięć wielkoformatowych prac unoszących się
    nad widzem - wciąż we mnie tkwią niczym lont
    dla mej wyobraźni i tęsknoty...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, te formaty...
      Dziś Muchę zredukowano do nadruków na podstawkach pod szklanki, albo co najwyżej - kartach w kalendarzu.
      W albumie, człowiek chociaż ma podany z boku wymiar. Ale ten, kto korzysta z muszych przedmiotów codziennego użytku, może być w sporym szoku, oglądając na żywo równie spore prace Mistrza ;-)

      Usuń
  7. Kiduś - niezależnie od stylistyki i maniery -
    widzę wszędzie Ciebie - Twój jakże charakterny
    ryt, twe indywidualne znamię, które odciskasz
    w swych malunkach, rysunkach, szkicach...

    OdpowiedzUsuń
  8. Ineczko, dla mnie to komplement, choć złamany goryczą.
    Gdy miałam 15 lat, mój nauczyciel plastyki powiedział, nie mogąc się zdecydować, czy całkiem zganić, czy jednak także ciut pochwalić: "że gdybym była dojrzała nazwałby, to co widzi w moich pracach "stylem", ale w tym wieku, to zaledwie "maniera". Tak, czy inaczej, za młoda jestem na jedno i drugie, jednego i drugiego powinnam się wyzbyć i malować jak reszta grupy" ;-)
    20 lat później, usłyszałam z wielu ust, już w zdecydowanie ciepłych słowach, to samo o moich rzeźbach - że w najmniejszej widać moją rękę, moją wrażliwość...

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękne te Twoje ilustracje do pana Neila G. Poproszę o więcej.
    Co do Muchy, to dawno temu, przed wiekami coś jego widziałam, ale bardzo poproszę o powtórkę. Może np. w naszym Narodowym. Chciałoby się odświeżyć doznania i wrażenia. Mucha to po prostu Mucha...
    Pozdrawiam ciepło :-)

    OdpowiedzUsuń
  10. O, może w przyszłości będzie więcej, bo korci mnie nieco zmodyfikowana, bardziej "moja" wersja Koraliny, choć to co znam z filmowych kadrów, jest wspaniałe!
    I ja chętnie pokontemplowałabym znowu z zadartą głową dzieła Muchy... :-)
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń