poniedziałek, 7 października 2013

Legionowska RUPIECIARNIA jesienną porą.


Z przykrością stwierdzam, że jak tak dalej pójdzie, Rupieciarnia zmieni się w duży ciucholand pod gołym niebem. Oczywiście ciucholandy też bardzo lubię i najoryginalniejsze ubrania w mojej szafie, pochodzą właśnie z takich miejsc. Ale tu pierwotne założenie organizatorów i użytkowników było inne. Na legionowskim targowisku mieli spotykać się ludzie, którzy chcą sprzedać, lub wymienić się tym, czego już nie potrzebują. Zakres teoretycznie był nieograniczony. Z jednym wyjątkiem: rzeczy musiały być używane. To ostatnie kryterium w zdecydowanej większości przypadków jest spełnione, ale kategorią bezwzględnie dominującą, stają się ubrania...




Choć w ten najpiękniejszy dzień tegorocznej, zimnej jesieni, obie części targowiska, zajęli sprzedający, musiałam się nieźle nagimnastykować, by znaleźć coś dla siebie.




Zabrakło mi dziś książek, czasopism, bibelotów. Tylko jedno obszerne stoisko ze szkłem i porcelaną, broniło honoru pchlego targu.



Szkło mieniło się jak klejnoty w październikowym słońcu...



Zdecydowanie najciekawsze było rękodzieło użytkowe pani Danusi. Zajmuje się nim już blisko dekadę i jak mi zdradziła, zrobienie jednej czapki na szydełku, trwa w jej wykonaniu 3 godziny. No, ja bym i 3 miesiące siedziała bezskutecznie!








Charakterystycznym akcentem tej pory roku, były ostatnie grzyby i reklamówka z orzechami, wciśnięta pomiędzy typowo pchli asortyment:



Warzywa okazały się sztuczne, ale przy takim stopniu naśladownictwa natury, wypada się nabrać :-)



Jak zawsze warto było przyjść dla samej atmosfery i rozmów. Tylko jeden pan, nabzdyczony niczym indor, podobnie jak poprzednim razem, pognał mnie w ponurym tonie.
- Tu nic nie fotografujemy!
Co najmniej, jakby towar z przemytu sprzedawał.
Panie szanowny, a kupować to u Pana w ogóle wolno???



A to już wyszperane łupy. Jak zawsze garść drobiazgów, a wśród nich: mój ulubiony, kreskówkowy bohater z dzieciństwa - kocur Garfield i płyta dvd. Film, chętnie sobie powtórzę, bo pamiętam, że był naprawdę dobry!
Całość za 12,50.








Tu zaś Padlinka, która wystraszyła się plastikowej miniatury kota syjamskiego. No, Lina, toż to takie stworzenie, jak ty :-)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz