A to już moje krótkie sprawozdanie. Zbyt krótkie, podobnie, jak zbyt szybko minęły mi tamte godziny w Łysych ;-)
Siła palm kurpiowskich
W Niedzielę Palmową, Łyse przemienia się w jedną z najbarwniejszych
miejscowości w kraju. Co roku tego dnia, już nie tylko etnografowie i okoliczni
mieszkańcy, przybywają na Kurpie. Tysiące turystów z całej Polski, oraz zagranicy
przyjeżdża, aby podziwiać autentyczny folklor.
Chłodna aura i dokuczliwa mżawka,
nie odstraszyła tych, którzy w Niedzielę Palmową, postanowili odwiedzić
Mazowsze. Na ten krok, zdobyłam się wreszcie i ja. PKS zawiózł mnie do
Ostrołęki po szóstej, co trwało prawie dwie godziny. Kolejno - godzina
oczekiwania na transport do Kadzidła, a tam z braku połączeń, nie pozostało nic
innego, jak szczęśliwie złapać „stopa” do celu… Jednakże, warto zmobilizować
się i przetrwać niedogodności komunikacyjne, aby zobaczyć, dotknąć, posmakować
mazowieckiej tradycji. Łyse od lat umiejętnie, bo w sposób naturalny, buduje
swoją markę. W homogenicznym, zglobalizowanym świecie, Kurpie nadal względnie
opierają się nowoczesnym trendom, pielęgnując dawne obyczaje. Tradycja wicia palm
wielkanocnych w tym regionie, kultywowana jest przez wieki i na stałe wpisała
się do obrzędów religijnych. Sosnowe oraz leszczynowe tyczki oplata się
jałowcem, świerkiem, borówkami, lub cisem. Z szacunku dla przyrody, od
kilkunastu lat coraz więcej Kurpianek, tworzy palmy wyłącznie z kwiatów,
wykonanych z bibuły. W ten sposób chronią roślinność leśną. W miejscowej
tradycji, palma ma magiczną moc i życiodajną siłę. Te wysokie, mają zapewnić
ich wykonawcom długie życie, a dzieciom pokaźny wzrost i urodę. Aby uwić
wielobarwne, bogato zdobione palmy, ludowe artystki szykują się do
przedsięwzięcia miesiącami. Z ich długotrwałej, ciężkiej pracy powstają
prawdziwe dzieła sztuki. Do robienia palm sosnowych, wybiera się młode drzewka
z naturalnie rozwidloną kiścią na wierzchołku. Właśnie ten fragment palmy zdobi
się w sposób wyjątkowy, kolorowy i indywidualny. Używa się w tym celu wstążek z
bibuły oraz kwiatów. Taki sposób zdobienia jest charakterystyczny dla parafii
Łyse i Lipki. Po II wojnie światowej, w obliczu ekspansji ustroju
komunistycznego, zwyczaj strojenia palm
na Kurpiowszczyźnie stopniowo zanikał. Dlatego, w końcu lat ’60-ych ubiegłego
wieku, podjęto w Łysych rozwojową inicjatywę, organizowania konkursów na
najładniejszą palmę. Dziś cieszą protokoły konkursu, odbywającego się corocznie,
gdzie powtarzają się te same nazwiska. Jak widać: młodsi uczestnicy przejmują
tradycje rodzinne…
W Łysych jest co podziwiać:
dziesiątki kramów z koronkami, wycinankami, pisankami i kwiatami z bibuły – zaś
twórcom można zadać pytania odnośnie warsztatu. Funkcjonuje również kiermasz
produktów regionalnych. Oczywiście nie brak też masowo wytwarzanych pamiątek i zwykłej
komercji adresowanej do mniej wymagającego klienta. Lecz, w tym także tkwi
ciepły urok podobnych imprez.
Tekst dla "Gazeta Polska Codziennie" 11/04/2017, (1697) - "Dodatek Mazowiecki"
(Poniżej: ciepłe, urzekające wnętrze starego kościółka. Było tak zatłoczone, że swobodnie fotografowałam tylko sufity ;-))
(A tu już część czegoś w rodzaju okolicznościowego miasteczka handlowego z asortymentem w stylu "mydło i powidło")
(I wreszcie pawilonik, w którym sprzedawano wyłącznie sztukę ludową... )
Czuję wszechstronny niedosyt: brakowało mi bursztynów, z wyjątkiem tych pięknych na szyjach Pań Artystek, nie zdążyłam nabyć żadnej pisanki, nie załapałam się na słynny korowód palm, bo trwał akurat, gdy ja dotarłam na miejsce i czym prędzej rzuciłam się do zakupów, w uzasadnionej obawie, że zaraz spadnie deszcz, co ani kwiatom z bibułki, ani palmom dobrze nie robi... Zdecydowanie było zbyt dużo ludzi, ja byłam zbyt zmęczona, a pogoda dodatkowo odbierała resztę mojej energii, zatem: kupiłam mniej niż planowałam, zobaczyłam mniej niż zamierzałam i jak na siebie, zrobiłam skandalicznie mało zdjęć ;-)
Ale cieszę się niezmiernie, że mimo drobnych przeciwności, wreszcie zawitałam do Łysych! Przy okazji poznałam kolejne fantastyczne Artystki. Mam nadzieję pojawić się tam znów za rok :-D
Och jak Ci zazdroszczę, uwielbiam takie wydarzenia regionalne.Było czym napaść oczy. :)
OdpowiedzUsuńOj, było Sowo, istotnie. Tylko czasu mało i sił poniżej oczekiwań. Ale grunt, że wreszcie dotarłam na tę regionalną ucztę! :-D
UsuńJa też uwielbiam takie imprezy !!! Czy to tam robią z łysych szynki ??? :):)
OdpowiedzUsuńQrczę, nie wiem. Od I klasy liceum, nie jadam mięsa ;-)
OdpowiedzUsuń