niedziela, 30 stycznia 2022

Szopki z bajki

Tylko do 2 lutego możemy obejrzeć największą w historii stolicy wystawę szopek krakowskich. 50 arcydzieł - od miniaturowych po kilkumetrowe – zachwyca maestrią wykonania.



To bez wątpienia nasz fenomen kulturowy. W żadnym innym kraju tradycja budowania szopek sięgająca czasów średniowiecza nie wyewoluowała do takiej formy. 











Inicjatywa wypromowana przez o. franciszkanów, niepowtarzalny styl szlifowała przez wieki w Krakowie. To tam pośród wyrafinowanej architektury, w centrum myśli naukowej i na styku szlaków handlowych, kształtowała się konwencja, która swój charakter zyskała ostatecznie w XIX w. 



Oczywiście choć wpisana w lokalny kanon i jako taka uhonorowana wpisem na listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO, wciąż ewoluuje. 



Widać to znakomicie na przykładzie szopek sprzed 40. lat, które mają swą niewielką reprezentację na wystawie. W czasach PRL-u zdobycie staniolu – barwnej, aluminiowej folii, czyli podstawowego tworzywa zdobniczego, było bardzo trudne, a wiele elementów wykończeniowych, to materiały wtórne. Troszkę skromniejszy efekt wizualny, stanowi jedyną różnicę. 

Bo bez względu na datę wykonania, wszystkie szopki krakowskie zachowują doskonałe proporcje architektoniczne budowli, wewnątrz których umiejscowiono postacie Świętej Rodziny. Zaś maleńkie figurki charakteryzują się odwrotnie proporcjonalną do rozmiarów starannością. 


I trudno zdecydować, co zachwyca bardziej: strzeliste mieniące się budowle z wieżyczkami, balustradami, witrażowymi oknami, czy właśnie figurki – świętych, mieszkańców Krakowa, postaci z legend. 






Ważnym elementem jest oświetlenie obiektów, co daje złudzenie obcowania z realną architekturą. Dlatego wystawa zachwyci nie tylko miłośników wątków religijnych w sztuce, ale wszystkich, którzy kochają miniatury. Te najmniejsze, a przez to najbardziej oryginalne to szopka umieszczona w krakowskim obwarzanku i na herbacianej łyżeczce. 



Czasem trzeba wytężyć wzrok, by ujrzeć Pana Twardowskiego na Księżycu, 

czy przycupniętego Smoka Wawelskiego. 

Wystawa prezentowana w Zamku Królewskim – Pałacu Pod Blachą, dostępna jest: wt. – pt. w godz. 10–17 (ostatnie wejście o godz. 16), w weekendy w godz. 10–18 (ostatnie wejście o godz. 17.30).



Tekst ukazał się w Tygodniku "Niedziela" ("Warszawska Niedziela"), w dn. 30 I 2022. 







sobota, 22 stycznia 2022

Bez ludzi. Nikifor

Stworzył blisko 40 tys. prac i tym samym zajmuje pierwsze miejsce w rankingu najbardziej płodnych polskich artystów. Lekceważony, kochany, intrygujący. Obok twórczości Nikifora nikt nie przejdzie obojętnie.

O urodzonym w 1895r. Epifaniuszu Drowniaku (znanym jako Nikifor Krynicki) dziś wiemy już chyba wszystko. Tym, którzy nie fascynowali się sztuką naiwną, sylwetkę tego oryginalnego malarza pochodzenia łemkowskiego, ostatecznie przybliżył poruszający film w reż. Krzysztofa Krauzego pt. „Mój Nikifor”. Choć od premiery dramatu upłynęły blisko 2 dekady, to postać wyalienowanego, niepełnosprawnego twórcy, reprezentującego prześladowaną mniejszość narodową, wydaje się współczesnym wręcz symbolicznie bliska. A jak w dzisiejszą wrażliwość wpisuje się jego sztuka? O tym można przekonać się odwiedzając wystawę czasową w warszawskim Muzeum Etnograficznym. 130 prac reprezentuje wszystkie podejmowane przez artystę tematy: postacie świętych, zwykłych ludzi z epoki,



 wnętrza, dworce kolejowe i to z czym kojarzony jest najbardziej - pejzaże z pogranicza baśni oraz oddaną ze szczegółami architekturę. 



Wybór eksponatów pokazuje rozwój malarza, ale też pozwala poniekąd doświadczyć realiów w jakich pracował Nikifor. I nie chodzi tu tylko o geografię, czy specyfikę czasu zatrzymanego w dziełach. Małe tekturki, kartki, zamalowane czasem dwustronnie, odkrywają nieubłaganie materialne ubóstwo z jakim mierzył się ten pochłonięty twórczą pasją człowiek. Wykonane z kolorowego papieru lub opakowań po słodyczach ramki wzruszają naiwną inwencją. Tego nie odwzoruje żadna reprodukcja w albumie. Lecz to tylko okładka dla faktycznej zawartości. Kadry z ulic, dziedzińców, portrety miast czy wsi, uwodzą „nikiforowym” doborem i nasyceniem barw. A te są niepodrabialne. Obserwujemy zachód słońca, wieczór, świt. 



Bez przepychu, z dala od kiczu, na granicy którego nie rzadko balansuje sztuka naiwna. Świat Nikifora jest jak odbicie w wodzie: chwiejny, lekko zgaszony, tajemniczy. Tym bardziej, że pejzaży i wizerunków miast łemkowskiego malarza nie zakłócają żadne postacie ludzkie, nikt nie wygląda nawet z okna, co dziś mimowolnie przypomina pierwsze tygodnie pandemii.   

Wystawę, pt. "Nikifor. Malarz nad malarzami" możemy oglądać do 27 II 2022.         

Tekst ukazał się w Tygodniku "Niedziela", dodatek "Warszawska Niedziela", z dn. 9 XII 2021.