sobota, 15 kwietnia 2017
Niedziela Palmowa na Kurpiach - część 1
Jeszcze jako studentka Kulturoznawstwa, marzyłam aby pojechać do Łysych i obejrzeć na własne oczy prawdziwy folklor mazowiecki kurpiowskiej Niedzieli Palmowej. Ekscytowały mnie materiały filmowe z telewizyjnych wiadomości... Ale zawsze było mi albo zbyt daleko, albo nie po drodze, albo siły zdołałam zainwestować już w jakąś inną podróż lub działanie. Później wydarzyły się rzeczy, które usadziły mnie w domu... Wprawdzie nowym, ale jednak niestety - usadziły i bezlitośnie zmieniły wektor ruchu ;-)...
W bieżącym roku sporo pisałam o sztuce kurpiowskiej i jej Artystach, więc dawne chęci ożyły na nowo. Na podróż zasadniczo namówił mnie Pan Andrzej ;-) A skoro los chwilowo odpuścił sobie i nie myślał pokrzyżować mi planów, wsiadłam o 6.54 w autobus z mojego za...pia i dojechałam do Legionowa. Poranek był mglisty, wilgotny i bardzo zimny - na dobrą sprawę: marcowy. Zaś ja po 3. godzinach snu z małym hakiem, skulona na skromnej ławce pod niefunkcjonalną wiatą, marzyłam tylko o drzemce. Wreszcie po 40 minutach, nadjechał spóźniony o 10 min. PKS do Ostrołęki... Tam wysiadłam wciąż śpiąca po blisko 2. godzinach jazdy i skonstatowałam, że PKS do Kadzidła mam dopiero za kolejną godzinę! W tym czasie zdołałam naskórkowo poznać Ostrołękę - hmmmm... od strony kiosków. Ziąb był tak przenikliwy, że musiałam niezwłocznie nabyć drugą parę skarpet i wdziać je na swojskim dworcu, pamiętającym zamierzchły PRL... Przypomniało się wczesne dzieciństwo i stare filmy. Inny świat. Uff, chociaż sentyment ogrzał zmęczone ciało. Autentyczny kłopot dał znać o sobie dopiero w Kadzidle. Okazało się, że w niedzielę nie odjeżdża stamtąd żaden PKS do Łysych!!! Jako wytrawny wędrowiec, nie mam nic przeciwko temu, aby przejść się blisko 20 km dla sportu. Ale nie wtedy kiedy jest szaro, zimno, deszcz "wisi w powietrzu", a do tego niebawem rozpoczyna się impreza, na której nie tylko chcę, ale muszę być, aby napisać sprawozdanie. Klops sytuacyjny. Wystukałam numer do P. Andrzeja. Automat odparł, że abonent jest niedostępny. Po kilkukrotnych próbach połączenia, doszłam do wniosku, że albo bateria padła, albo nawalił zasięg. Tak, czy siak, dotarła do mnie ponura prawda: "Kobieto - radź sobie sama". Doczłapałam się więc wąskim, piaszczystym poboczem do obwodnicy i szczęśliwie złapałam stopa. Dowiozła mnie przemiła para ludzi w średnim wieku, zainteresowanych folklorem i podróżami, którzy po raz kolejny w Niedzielę Palmową, jechali odwiedzić Kurpie...
Etykiety:
Folklor,
hand-made,
imprezy kulturalne,
Kurpie,
Łyse,
ODKRYTE,
wyjątkowe miejsca
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Fajnie było uczestniczyć naocznie w takiej 'imprezie'. Dzięki za zdjęcia.
OdpowiedzUsuńŻyczę radosnych i pogodnych Świąt Wilkiej Nocy.
Pozdrawiam ciepło :)
Oj, naprawdę duże przeżycie, jeszcze okraszone takimi przygodami ;-) Ale zmęczyły mnie tłumy turystów
OdpowiedzUsuńTobie także - radosnych, zdrowych Świąt!
Świetnie się chyba bawiłaś :)
OdpowiedzUsuńZdrowych i pogodnych Świąt.
Dziękuję, Ewo. Fakt - naprawdę świetnie, ale zbyt krótko! :-(
UsuńCo to jest to co przypomina wianki w koszyczkach ?
OdpowiedzUsuńFajnie zobaczyć zdjęcia z takiej niesamowitej imprezy :) szkoda , że pogoda trochę nawaliła ale zrealizowałaś jakieś swoje pragnienie :) I NA PEWNO BYŁO WARTO :)
Bozia raczy wiedzieć... Miałam wrócić tam jeszcze i zapytać, ale cała ta wycieczka przypominała bezlitosny wyścig z czasem. Chciałam jak najwięcej wchłonąć, kupić, nawiązać nowe kontakty i jeszcze przeprowadzić jakiś wywiad na miejscu ;-)
OdpowiedzUsuń