sobota, 28 marca 2020

Koji Kamoji "Cisza i wola życia"


Urodzony w 1935 r. w Tokio, a związany z Polską od 1959 r. Koji Kamoji, zasłynął jako malarz, twórca obiektów i instalacji.


Z jego sztuką zetknęłam się bezpośrednio i całkiem przypadkowo w tzw. "bezpłatny czwartek", latem 2018 r. w warszawskiej Zachęcie. Choć sposób postrzegania świata i wyrażania go, jest obcy mojej wrażliwości, przekaz jaki daje nam Koji Kamoji, zaintrygował mnie do tego stopnia, że w monstrualnie upalne popołudnie sierpniowe przyjechałam na spotkanie autorskie z artystą. Chciałam poznać bliżej tokijczyka, który zdecydował się osiąść na wiele dekad w Warszawie...







Twórca okazał się rozbrajająco skromny i małomówny. (podobnie jak dwoje innych Japończyków, z którymi swego czasu nawiązałam relację)

Na portalu CULTURE.PL, znajdziemy szczegółową biografię Kojiego.
https://culture.pl/pl/tworca/koji-kamoji
Oto fragment:

Ważnym doświadczeniem dla młodego Kojiego Kamojiego była długa podróż statkiem do Polski przez Kanał Sueski, podczas której bardzo intensywnie odczuł obecność wody, nieba i powietrza, a także nieskończoności przestrzeni. Elementy natury i jej symbolika odegrają ogromną rolę w sztuce Kojiego Kamojiego



 Koji Kamoji o rysowaniu:







 Kiedy dwudziestoczteroletni Koji Kamoji po ukończeniu studiów postanowił opuścić Japonię, jego wybór padł na Polskę. Miał za sobą tragiczne doświadczenie samobójczej śmierci przyjaciela, S. Sasakiego, wspomnienie którego będzie później inspiracją wielu prac artysty.




Hiroszima zapadła mi w pamięć, dotykając swą zwięzłą dosłownością, jakiegoś miejsca w głębi duszy...


Praca: "Przeciąg/Starość", była z mojego punktu widzenia, najlżejszą z prezentowanego zbioru. 


Odbiorcy chętnie fotografowali się w pustych otworach. Warstwy zawieszone w przestrzeni tworzyły trójwymiarowy efekt. Każdy gest wprawiał w delikatny ruch bibułę. Fizyczne, mocą wyobraźni, stawało się metafizycznym.
Starość?
Pytania bez granic.
Starość?
Pytania o granice.




Sedno?
Synteza?
Praca "Mnich", pod wpływem chwili, wydała mi się niemal dowcipna.






Stare, mosiężne klamki i szyldy, krzesła, rzucone na podłogę klucze; fragmenty obrazu w uchylonych drzwiach...
To jedne z pierwszych wrażeń wizualnych, jakie miło wspominam z dzieciństwa w przedwojennej, warszawskiej kamienicy.
Naturalne i ciepłe.
Swojskie.  

Czy to faktycznie "najpiękniejszy kąt"? Nie wiem.



5 komentarzy:

  1. To trzeba mieć duszę i wizję artysty, a ja do takich nie należę :(
    i nie rozumiem :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to też przygoda, na zasadzie poznania innego spojrzenia. Myślę, że osoby lepiej znające wschodni kontekst, mają bardziej adekwatny odbiór. Lubię czasem poobcować z czymś, co słabo rozumiem ;-)

      Usuń
  2. współodczuwanie
    współistnienie
    współtworzenie

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Taaak.
    Choćby wirtualne.
    W tych czasach.

    OdpowiedzUsuń