piątek, 31 stycznia 2020

Sztuka prawdziwa



To jedna z bardzo nielicznych imprez kulturalnych tego rodzaju, jakie jeszcze zachowały się w Polsce. Jarmark Jagielloński organizowany w Lublinie od XV w., prezentuje autentyczne rękodzieło z różnych stron naszego kraju i Europy, dając jednocześnie możliwość poznania tajemnic dawnego rzemiosła. Wydarzenie odbyło się w dn. 16-18 sierpnia.




Aktualnie nie jest już zjawiskiem stricte handlowym. W większym stopniu stanowi przestrzeń spotkania kultur, w której można dotknąć często już zapomnianych tradycji, a przy tym jest znakomitą propozycją turystyczną. Rokrocznie Jarmark Jagielloński odwiedza przeszło 100 tys. miłośników folkloru.


Rozmach i tradycja
W dobie globalizacji i zalewu europejskich rynków jednakowymi towarami, produkowanymi masowo, takie wydarzenie to rzadka szansa nabycia ponadczasowych, ręcznych wyrobów. Misterne wycinanki z Litwy i Białorusi, tak inne od polskich, łowickie hafty, kurpiowskie koronki, choinkowe ozdoby z papieru i słomy, pełna artystycznego rozmachu węgierska ceramika i ta egzotyczna z Krymu,



unikalne janowskie tkaniny dwuosnowowe, rzeźby, wyjątkowy wybór pisanek oraz innej plastyki obrzędowej, biżuteria, dawne, słowiańskie lalki dobrych życzeń - motanki, które do dziś robi się jeszcze tylko na Ukrainie i szczątkowo w Białorusi - to jedynie ułamek tego, co można było obejrzeć i nabyć na blisko 160. stoiskach. Asortyment tyleż oryginalny, co wyselekcjonowany.






Również twórcy w znacznej większości, mogą poszczycić się licznymi wyróżnieniami za ich warsztat, oraz certyfikatami, świadczącymi o autentyczności wyrobów. Ale Jarmark Jagielloński, to nie tylko możliwość wartościowych zakupów i bezcennych rozmów z artystami. To również pokazy tkactwa, garncarstwa, koronki klockowej, czy tajników pracy kowala, a także okazja by posłuchać śpiewu i gry na tradycyjnych instrumentach – czasem zupełnie nieoczekiwanie, bez zapowiedzi. W tym roku, ważnym punktem wydarzenia, była promocja wyrobów pszczelich i tematyczna edukacja.




Stare i nowe w symbiozie
Choć wydarzenie propaguje tradycyjną sztukę i rzemiosło, nie ogranicza się tylko do prezentacji przedmiotów rodem ze skansenu. Wielu twórców łączy dawne techniki z nowymi inspiracjami tak, jak np. Klaidas Navickas z Litwy, który wystawiał swoje filigranowe wycinanki wraz z drzeworytami. Wyjaśnił, że szczególnie zależy mu na ocaleniu ginącej techniki drzeworytu. Częściej jednak niż do starych wzorów sięga do własnej wyobraźni i tak odtworzył w niespotykany sposób różne sceny biblijne. Podobny klucz w twórczości ma Volha Palunisa z Białorusi, która wykonuje bardzo oryginalne wycinanki. Tą sztuką zajmowała się już jej babcia, urodzona na dawnych, polskich ziemiach, a następnie mama - ale tylko ona jest z wykształcenia artystką. Palunisa chętnie sięga po papier zróżnicowany pod względem faktury, często z gotowym nadrukiem, co daje przestrzenne efekty. Pokazuje też swoje eksperymenty z tłem, na którym naklejone są wycinanki. Subtelne pejzaże, to kopie grafik innego artysty białoruskiego.




Volha opowiada, że drzewa i chata na rysunkach, bardzo przypominają rodzinne strony jej babci. Nic dziwnego, ponieważ powstały 40 km. od tamtej wioski. Z rozmowy z Palunisą, dowiaduję się, że każda wycinanka coś symbolizuje, m.in.: sukces, kobiecą intuicję, zdrowie. Symbolika sztuki ludowej uderza też w rozmowie z Maryną Kurukchi z Ukrainy, prezentującą barwną ceramikę krymskotatarską.


Tu także niemal każdy przedmiot ma swoje znaczenie. Uświadamia to boleśnie, jak mała jest dziś świadomość odbiorcy polskiej sztuki ludowej, pokazywanej w wyjętej z kontekstu przestrzeni Cepelii.





Perły polskie
Na Jarmarku Jagiellońskim, swoje wyroby pokazywała też wybitna, wszechstronna, utytułowana artystka z Kurpiowszczyzny i promotorka tradycji kurpiowskiej – Czesława Lewandowska.



Można było podziwiać również ginącą sztukę tkactwa z jedynej w Polsce Izby Tkactwa Dwuosnowowego w Janowie. Teresa Pryzmont, która swoją drogę twórczą rozpoczęła w 1974 r. od współpracy z Cepelią Białystok, zauważyła, że szkołą w Janowie, zaczynają interesować się młode osoby, a do niej samej na naukę warsztatu już 6 rok z rzędu przyjeżdża grupa Japonek.


Obrazy ukazujące dawną wieś i jedyne w swoim rodzaju pisanki, pokazała inna wybitna artystka z ziemi chełmskiej – Stanisława Mąka.






Jej prace posiadają prywatni kolekcjonerzy i placówki muzealne. Sceny pasyjne, które przenosi na skorupki jaj, to miniatury prawdziwego malarstwa.



I tylko żal, że na wydarzenie tej rangi, trzeba czekać cały rok… 













Tekst ukazał się w Tygodniku "Idziemy" z dn. 27. 08. 2019, nr 35/2019. 

4 komentarze:

  1. Może i dobrze, ze mnie tam nie było, bo po powrocie musiałabym ogłosić bankructwo ;) Zdjęcia cudne. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. He, he :-) Ja odpuściłam sobie wszystkie opłaty w terminie, a także tzw."wydatki dodatkowe".
    Ale warto było zaszaleć - co kupiłam, to moje :-D

    OdpowiedzUsuń
  3. zachwycająca podróż pełna wrażeń!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Tylko, czy w tym roku znowu się uda???

    OdpowiedzUsuń