Cekiny, tiule, odważne dekolty i rozcięcia – tak wyglądają tegoroczne trendy w modzie karnawałowej. Ale to Warszawiacy sprzed stu i dwustu lat, balowali z prawdziwym rozmachem.
Helena Duninówna tak rekonstruuje karnawałowy wieczór w
XIX-wiecznej Warszawie:
„Jesteśmy na Miodowej, może na Długiej, w każdym razie na
którejś z pryncypalnych ulic miasta. (…) Zza batystowej śnieżnej firanki
błyskają żółtym wprawdzie, ale jasnym światłem palące się w ściennych
świecznikach dziesiątki grubych świec łojowych, których nie szczędzą gościnni
gospodarze. (…) Migają w ich świetle białe, błękitne i różowe sukienki z
przezroczystego tiulu, czy tarlatanu. Jak barwne, sztywne kopułki wirują w
tańcu panieńskie krynolinki, ciemnieją sukienne mundury akademików”.
Wiele informacji na temat ówczesnej mody sylwestrowej i
karnawałowej, dostarcza prasa z lat 1848-49.
„Na bale najmodniejszy kolor biały”; „Okulary balowe dla
krótkowidzów”; „Domina z szalów tureckich, domina muślinowe”; „Na karnawał!
Klejnotnik paryski, Beni, uskutecznił w pracowniach paryskich broszę w formie
wazonika emaliowanego na bukieciki maleńkie kwiatów”.
W Warszawie, w noc sylwestrową 1908/1909 r. otwarto pierwszy
w mieście kabaret literacki – „Momus”. Wydarzenie tak opisuje Karolina Beylin:
„Tenże wieczór sylwestrowy przyniósł Warszawie pierwszy w tym roku obfity śnieg
i znakomitą sannę. Ulice rozbrzmiewały dzwonkami i tłoczno było od sań, które
wiozły gości na zabawy (…) Najwspanialej wypadła Reduta Prasy, maskarada w
Salach Redutowych. Jej organizatorzy chcieli wskrzesić tradycje bali maskowych
ubiegłych wieków. Wstęp miały panie w maskach i dominach, panowie bez masek. Na
tę maskaradę były rozsyłane imienne zaproszenia, a bilety sprzedawała również
Kasa Literacka”.
Po wojnie, stołeczne bale sylwestrowe i karnawałowe, aranżowano w miarę możliwości, w miejscach, cieszących się powszechnym prestiżem. Te z udziałem władz, miały uroczysty, ale i demokratyczny charakter, wpisany w ideologię PRL-u. Jakże inaczej wobec powyższych wspomnień raptem sprzed czterech dekad, wygląda Bal Sylwestrowy 1948/1949 w warszawskiej Politechnice.
Po wojnie, stołeczne bale sylwestrowe i karnawałowe, aranżowano w miarę możliwości, w miejscach, cieszących się powszechnym prestiżem. Te z udziałem władz, miały uroczysty, ale i demokratyczny charakter, wpisany w ideologię PRL-u. Jakże inaczej wobec powyższych wspomnień raptem sprzed czterech dekad, wygląda Bal Sylwestrowy 1948/1949 w warszawskiej Politechnice.
„Dziś bawią się tu wszyscy. Ministrowie i przodownicy pracy.
Profesorowie i artyści. Ba! Nawet prezydent stolicy Tołwiński tańczy z Lodzią –
popularną, warszawską milicjantką” – słyszymy z offu entuzjastyczny komentarz.
Uroczystość uwieczniona w kadrach Polskiej Kroniki Filmowej,
ukazuje tłum grzecznie ostrzyżonych mężczyzn w garniturach, którym towarzyszą
panie z włosami ułożonymi w zwarte fale. Skromne, jednokolorowe sukienki, bez
cekinów, tiulu i koronek, mało kojarzą się z balowymi kreacjami.
A jak my będziemy bawili się w tym roku?
Tekst ukazał się "Dodatku Mazowieckim" - "Gazety Polskiej Codziennie", numer 2522 - 03.01.2020
Chyba z 15 lat nie byłam na żadnym balu karnawałowym, ale dawniej bywało się bywało. Miło pooglądać zdjęcia swoje i rodziców. Pamiętam, jako pięciolatka, jak przezywałam pójście na bal mojej mamy. Bal był zakładowy, bez biletów, tylko napoje wyskokowe trzeba mieć było własne, dlatego i najbiedniejsi mogli się bawić. Garnitur to każdy chłop miała, ale kobiety? Moja mama popruła swoją ślubna suknię z atłasu i ufarbowała materiał na czarno, a moja babcia uszyła jej z tego "małą czarną" do tego tiulowy kwiatek na ramię z błyszczącym guziczkiem i kreacja gotowa. szkoda, ze rodziców nie było stać na wykupienie zdjęć z balu. Ot takie wspominki.
OdpowiedzUsuńWedług mnie, to przepiękna historia. Dziękuję, że się nią podzieliłaś.
OdpowiedzUsuńSama znam takie rodzinne opowieści. Babcia szyła, przerabiała i nicowała swoje nieliczne stroje. To samo robiła z ubraniami Mamy, w zależności, od okoliczności. Ślubna garsonka po modyfikacjach, stawała się strojem sylwestrowym, a później po prostu - elegancką kreacją na imieniny.
Ostatecznie, ja - ekscentryczna małolatka - donaszałam z dumą ten vintage w liceum :-)
Dziś to się nazywa RECYKLING ;-)
ps. Też pamiętam zdjęcia ze szkolnych zabaw, których się nie wykupywało ze względu na koszty. Ech...