niedziela, 5 stycznia 2020

Maski, domina i tarlatan


Cekiny, tiule, odważne dekolty i rozcięcia – tak wyglądają tegoroczne trendy w modzie karnawałowej. Ale to Warszawiacy sprzed stu i dwustu lat, balowali z prawdziwym rozmachem.


Mieszkańcy stolicy po raz pierwszy wzięli udział w balu maskowym w 1801 r. choć zabawy tego rodzaju, znane były już od czasów stanisławowskich. W latach 20. XIX w. wszystkie kobiety biorące udział w balach karnawałowych, zobowiązane były do noszenia masek, najczęściej koronkowych. Do najpopularniejszych przebrań należały polskie stroje regionalne, ale też czerpiące z innych kultur – południowoeuropejskich, czy afrykańskich. Prawdziwym hitem były luźne płaszcze z kapturami, często bardzo kolorowe i strojne - tzw. domina.
Helena Duninówna tak rekonstruuje karnawałowy wieczór w XIX-wiecznej Warszawie:
„Jesteśmy na Miodowej, może na Długiej, w każdym razie na którejś z pryncypalnych ulic miasta. (…) Zza batystowej śnieżnej firanki błyskają żółtym wprawdzie, ale jasnym światłem palące się w ściennych świecznikach dziesiątki grubych świec łojowych, których nie szczędzą gościnni gospodarze. (…) Migają w ich świetle białe, błękitne i różowe sukienki z przezroczystego tiulu, czy tarlatanu. Jak barwne, sztywne kopułki wirują w tańcu panieńskie krynolinki, ciemnieją sukienne mundury akademików”.
Wiele informacji na temat ówczesnej mody sylwestrowej i karnawałowej, dostarcza prasa z lat 1848-49.
„Na bale najmodniejszy kolor biały”; „Okulary balowe dla krótkowidzów”; „Domina z szalów tureckich, domina muślinowe”; „Na karnawał! Klejnotnik paryski, Beni, uskutecznił w pracowniach paryskich broszę w formie wazonika emaliowanego na bukieciki maleńkie kwiatów”.
W Warszawie, w noc sylwestrową 1908/1909 r. otwarto pierwszy w mieście kabaret literacki – „Momus”. Wydarzenie tak opisuje Karolina Beylin: „Tenże wieczór sylwestrowy przyniósł Warszawie pierwszy w tym roku obfity śnieg i znakomitą sannę. Ulice rozbrzmiewały dzwonkami i tłoczno było od sań, które wiozły gości na zabawy (…) Najwspanialej wypadła Reduta Prasy, maskarada w Salach Redutowych. Jej organizatorzy chcieli wskrzesić tradycje bali maskowych ubiegłych wieków. Wstęp miały panie w maskach i dominach, panowie bez masek. Na tę maskaradę były rozsyłane imienne zaproszenia, a bilety sprzedawała również Kasa Literacka”.   



 Po wojnie, stołeczne bale sylwestrowe i karnawałowe, aranżowano w miarę możliwości, w miejscach, cieszących się powszechnym prestiżem. Te z udziałem władz, miały uroczysty, ale i demokratyczny charakter, wpisany w ideologię PRL-u. Jakże inaczej wobec powyższych wspomnień raptem sprzed czterech dekad, wygląda Bal Sylwestrowy 1948/1949 w warszawskiej Politechnice.
„Dziś bawią się tu wszyscy. Ministrowie i przodownicy pracy. Profesorowie i artyści. Ba! Nawet prezydent stolicy Tołwiński tańczy z Lodzią – popularną, warszawską milicjantką” – słyszymy z offu entuzjastyczny komentarz.
Uroczystość uwieczniona w kadrach Polskiej Kroniki Filmowej, ukazuje tłum grzecznie ostrzyżonych mężczyzn w garniturach, którym towarzyszą panie z włosami ułożonymi w zwarte fale. Skromne, jednokolorowe sukienki, bez cekinów, tiulu i koronek, mało kojarzą się z balowymi kreacjami.   
A jak my będziemy bawili się w tym roku?


Tekst ukazał się "Dodatku Mazowieckim" - "Gazety Polskiej Codziennie", numer 2522 - 03.01.2020

2 komentarze:

  1. Chyba z 15 lat nie byłam na żadnym balu karnawałowym, ale dawniej bywało się bywało. Miło pooglądać zdjęcia swoje i rodziców. Pamiętam, jako pięciolatka, jak przezywałam pójście na bal mojej mamy. Bal był zakładowy, bez biletów, tylko napoje wyskokowe trzeba mieć było własne, dlatego i najbiedniejsi mogli się bawić. Garnitur to każdy chłop miała, ale kobiety? Moja mama popruła swoją ślubna suknię z atłasu i ufarbowała materiał na czarno, a moja babcia uszyła jej z tego "małą czarną" do tego tiulowy kwiatek na ramię z błyszczącym guziczkiem i kreacja gotowa. szkoda, ze rodziców nie było stać na wykupienie zdjęć z balu. Ot takie wspominki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Według mnie, to przepiękna historia. Dziękuję, że się nią podzieliłaś.
    Sama znam takie rodzinne opowieści. Babcia szyła, przerabiała i nicowała swoje nieliczne stroje. To samo robiła z ubraniami Mamy, w zależności, od okoliczności. Ślubna garsonka po modyfikacjach, stawała się strojem sylwestrowym, a później po prostu - elegancką kreacją na imieniny.
    Ostatecznie, ja - ekscentryczna małolatka - donaszałam z dumą ten vintage w liceum :-)
    Dziś to się nazywa RECYKLING ;-)

    ps. Też pamiętam zdjęcia ze szkolnych zabaw, których się nie wykupywało ze względu na koszty. Ech...

    OdpowiedzUsuń