To była taka całkiem poboczna, twórcza, choć właściwszym byłoby powiedzieć - odtwórcza - przygoda... Jedna z Pań przychodzących do mnie na zajęcia pokazała mi obraz, który jak się zorientowałam przyniosła już jakiś czas temu do ŚDSS z nadzieją, że ktoś może da radę ocalić tę mocno zmęczoną pamiątkę. Jak to często bywa, dla osób postronnych przedmiot nie miał żadnej wartości, ale dla seniorki był ważny.
Nie umiała precyzyjne powiedzieć z jakich lat pochodzi, twierdziła tylko, że jest w jej domu od wielu dekad. Sfatygowany stan to potwierdził. Nie dość że nadruk wyblakł, a tani papier pożółkł ze starości, to jeszcze najwyraźniej przytrafiło mu się niemałe zalanie...
Ulitowałam się i nad biedakiem i nad Panią Krysią. Obiecałam, że zrobię, co mogę, by w swe imieniny (13 marca, dobrze pamiętam, bo Babcia też tego dnia świętowała) otrzymała zrewitalizowaną pamiątkę.
Już dobierając się do zawartości, obleciał mnie strach. Wszystko było tak kruche, jak egipskie papirusy!
Zabytkowa gazeta z kawałkiem solidnej historii zapisanej na pociemniałych ze starości stronach, pozwoliła mi ustalić datę na koniec lat 50 ubiegłego wieku. Nieźle! 😉
Nie obyło się też bez refleksji. Przeglądając nagłówki dotyczące tzw. "zimnej wojny" pomiędzy USA z ZSRR, odniosłam wrażenie, że mimo komputerów, smartfonów, postępów w transplantologii - moralnie nic się nie zmieniło... 😢
Praca nad obrazkiem zajęła mi 2 dni. Z efektów jestem zadowolona w stopniu średnim. Pierwotnie chciałam użyć farb plakatowych lub akrylowych i praktycznie wymalować całość od nowa, zachowujące nieliczne oryginalne płaszczyzny. W praktyce pomysł zrealizowałam tylko częściowo, bo papier był tak kruchy.
Jeszcze trudniej operowało mi się pastelami ołówkowymi, gdy chciałam nasycić wyblakłe róże i prymulki. W jednym miejscu w papierze zrobiła się po prostu dziurka, jak nakłucie igłą o dużej średnicy.
Zrobiłam więc co mogłam, wymieniłam też warstwę izolującą i spodnią tekturkę. Przygody Gomułki zasiliły moje archiwum, zastąpiła je aktualna gazetka z Netto 😉
Właścicielce się podobało, a to najważniejsze. Nie udało mi się jej przekonać, że pracę wykonałam w ramach relaksu, całkiem bezinteresownie. Metodą negocjacji zgodziłam się przyjąć w trybie wymiany przetwory domowej roboty i tabliczkę gorzkiej czekolady 😀
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz