W lasach można znaleźć zarówno porzucone śpiwory, Koran, jak też wnioski o azyl osób pochodzących z Jordanii i Turcji. Jedni znikają bez śladu, drudzy błądzą, szukając pomocy. Migranci pukają do drzwi Kościoła i Cerkwi.
Czeremcha znajduje się raptem 4 kilometry od granicy Polski
z Białorusią. We wsi, w której mieszka 2500 osób wyznania prawosławnego i 500
katolickiego, wielokulturowości nikt nie musi uczyć. Każdy też rozumie czym
jest empatia. W tych stronach nadal myśli się sercem, dlatego do pomocy nie trzeba
namawiać.
Codzienność
Przed rzeczywistością nie da się uciec. Główne informacje przekazują media, te drobne codziennie podawane są z ust do ust. W tym domu byli nocni goście, tamtą drogą szła grupa migrantów. Ktoś zadzwonił, przyjechała policja. Ludzie w wioskach na ogół są czujni. Od lat zmienia się demografia, więc wiele domów stoi pustych stanowiąc idealne schronienie dla tych, którym udało się przekroczyć granicę.
- Ludzie proszą Boga,
by to wszystko tylko nie przedostało się do nas – opowiada pani Hania pomagająca
na plebani.
Dzieci
– Dwa tygodnie leżałam w szpitalu w Hajnówce. Wyglądałam
przez okno i nie widziałam nic innego, tylko wojsko, wojsko – wzdryga się kobieta.
- Szpital jest otoczony? – pytam.
- Nie, ale wciąż przywozili te dzieci znalezione w lasach.
Nie dało się oderwać myśli. Internet, telewizja, wszędzie to samo. I jeszcze
pielęgniarka cały czas opowiadała co się dzieje. Dzieciątko, 9 lat, całą noc
spędziło w lesie. A co będzie, jak zacznie się zima?
Lekarzy w Hajnówce jest mało. Ledwo dają radę nieść pomoc
okolicznym mieszkańcom. Teraz jeszcze mają dodatkowych pacjentów, co powoduje
przepełnienie szpitala. Sytuację utrudnia fakt, że nikt z medyków nie zna
języka. Dowożony regularnie tłumacz ma pod swoją opieką cały oddział małych
cudzoziemców.
- Ale jakoś sobie radzą. Ich leczą i nas leczą – podsumowuje
pani Hania.
- Dzisiejszej nocy próbowano przejść przez granicę w
Dubiczach Cerkiewnych i w Czeremsze. Dzieci stanowią tutaj emocjonalną
przykrywkę, nie o nie chodzi – zauważa ks. Krzysztof Domaraczeńko, proboszcz
parafii Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski w Czeremsze – Mają budzić
powszechne współczucie.
Pomoc
Aktualnie migranci zgromadzeni przy granicy polskiej, to w
większości młodzi mężczyźni. Lecz oni również niejednokrotnie potrzebują pilnej
pomocy, wyczerpani warunkami atmosferycznymi tak różnymi od tego, co znają z
rodzimych stron. Inaczej sytuacja wyglądała pod koniec lata. Grzybiarze
widzieli w lesie wędrujące pary mieszane, czasem całe rodziny. Po odzieży
kobiet widać było, że pochodzą z innego kręgu kulturowego. Jedna z mieszkanek,
która spotkała nielegalnych turystów, zastanawiała się, czy bezpiecznie będzie
zostawić samochód na poboczu i udać się na grzybobranie? A jeśli para postanowi
skrócić sobie drogę do celu jej pojazdem? Ale oni byli przerażeni tą
niespodziewaną konfrontacją. Kobieta szybko znikła między drzewami. Mężczyzna
dotrzymując jej kroku, oglądał się za siebie wielokrotnie… Teraz nie ma dnia
bez incydentów na granicy.
Mimo tego na plebani dla zbłąkanych wędrowców czekają
worko-plecaki z suchym pieczywem, batonami energetycznymi, żelowym ogrzewaczem
do dłoni i folią termiczną. W akcję pomocową włączył się także diecezjalny
Caritas, indywidualne osoby, straż graniczna.
- Ludzie chętnie zbierają potrzebne artykuły – ocenia
proboszcz.
Wezwanie
Z rozmachem działają księża w oddalonej o 30 km od granicy
Hajnówce. Ks. prałat Zbigniew Niemyjski, dziekan hajnowski i proboszcz Parafii
Podwyższenia Krzyża Świętego i św. Stanisława Biskupa, od początku konfliktu
przy granicy koordynuje wiele inicjatyw, nie licząc tych codziennych.
- Przyjechał brat Kordian Szwarc z Caritasu – informuje mnie
z samego rana przez telefon – Szybko, może uda się pani z nim porozmawiać.
Czuję się niezręcznie zabierając czas przeznaczony dla
innych. Pospiesznie robię kilka zdjęć wnętrza samochodu wypełnionego darami.
Brat zapewnia mnie, że miejscowa ludność zawsze pomaga i dobrze wie, komu w
danym momencie najbardziej potrzebne jest wsparcie.
Spontanicznie rodzą się też inicjatywy całkowicie oddolne,
takie jak „Namiot nadziei” – gotowe pakiety pierwszej pomocy. Dla pani Olimpii
Pabian z Białowieży impulsem do czynu były słowa niedzielnego kazania. Odebrała
je jak personalne wezwanie.
- Pomagając innym, wspieramy również siebie nawzajem i
budujemy wspólnotę - zauważa.
od lewej: Ks. Rafał Oleksiuk, ks. proboszcz Zbigniew Niemyjski, brat Kordian Szwarc (Hajnówka)
Ciała
Gdy codzienności nie śledzą kamery, niezawodnie funkcjonuje
ponadczasowa poczta pantoflowa.
- Ludzie opowiadają, że widzieli jak Białorusini podrzucali
ciała zmarłych Syryjczyków na naszą stronę – relacjonuje ks. Krzysztof - Mówią
też, że Białorusini wynajmują więźniów, aby robić ten cały hałas przy granicy polskiej.
Ludzie boją się – dodaje – Boją się – powtarza w zamyśleniu.
- A co z tymi ciałami? Są umieszczane w chłodniach? Chowane?
Jeśli tak, to według jakiego ceremoniału? – zarzucam rozmówcę pytaniami.
Ksiądz kręci głową.
- Nie wiem. W niedzielę się dowiedziałem – odpowiada - To
już nie leży w sferze moich kompetencji – zauważa i podkreśla, że cytuje tylko
wiadomości zasłyszane od świadków wydarzeń.
O czym jeszcze mówią ludzie?
Migranci budzą zrozumiały strach, bo nikt nie wie, jak
zachowają się podczas spotkania. Z relacji wynika, że są bardziej uciążliwi niż
groźni dla okolicznych mieszkańców. Trudno przewidzieć ich reakcje. Pani Hania
otworzyła drzwi plebani słysząc pukanie. Mężczyzna o arabskiej urodzie językiem
zbliżonym do rosyjskiego wyjaśnił, że chce pić. Poszli do studni, kobieta nalała
wody do szklanki i wręczyła naczynie spragnionemu. Pokręcił głową. Wskazał ręką
liść unoszący się na powierzchni zbiornika. Jeszcze bardziej zaskoczona poczuła
się jedna ze starszych mieszkanek, która wieczorem ugotowała pokaźną ilość
makaronu. Rano nie znalazła ani pożywienia, ani garnka. W jego miejscu leżał
banknot 100 euro przyłożony kamieniem. Ludzie rozmawiają też o szturmie na
granicę. Niektórzy zaczynają się wahać czy faktycznie pomagają właściwym osobom?
Ale to już inna opowieść.
Tekst został opublikowany w Tygodniku "Niedziela", dn. 22. 11. 2021, nr 48/2021
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz