Patrząc na dzisiejsze iluminacje świąteczne, zdobiące z
barokowym przepychem, ulice nie tylko Warszawy - trudno uwierzyć, że jeszcze 2
dekady temu zwyczaj dopiero wchodził w modę po szarzyźnie PRL-u.
W latach ’70 i ’80 XX w., centrum stolicy, prezentowało się
nader skromnie. Nieliczne iluminacje pojawiały się m.in. na fasadzie Domu
Towarowego Smyk, czy przy DT Junior. Pierwsze choinki z bombkami sponsorowane
przez firmy i sznury elektrycznych lampek, zalśniły wzdłuż Nowego Światu,
dopiero pod koniec lat 90. Najmłodsze pokolenia, nie pamiętają, że jeszcze dwie
dekady temu, to witryny sklepowe pełniły rolę faktycznych dekoracji
świątecznych. Niepisana odpowiedzialność za nadanie odświętnego charakteru przestrzeni
miejskiej, spoczywała nie na władzach, lecz na prywatnych jednostkach. Właściciele
małych i dużych sklepów, oraz rzemieślnicy, niejednokrotnie zatrudniali nawet
zawodowych dekoratorów, aby w sposób możliwie najbardziej atrakcyjny
zaaranżowali wystawy w ostatnim miesiącu roku.
Efekty często były zachwycające
i pobudzające wyobraźnię. W niektórych domach, po świątecznym obiedzie, rodzina
wyruszała na spacer warszawskimi ulicami, by oglądać sezonowe przemiany
zieleniaków, zakładów szewskich, czy kawiarni. A było, co oglądać. W pawilonach
na zapleczu ul. Foksal, czy wzdłuż Marszałkowskiej i Zielnej stały choinki
udekorowane srebrnymi łańcuchami, anielskim włosem i bombkami przyniesionymi z
domu przez właścicieli, co nadawało im bardzo indywidualny charakter. Wiek
ozdób, nie raz współgrał z wiekiem pracownika sklepu. Często pod choinką stała
szopka, lub figurka św. Mikołaja. Ci z większym polotem artystycznym,
rozkładali watę imitującą śnieg i na niej ustawiali całe zimowe kompozycje: bałwanki,
dzieci z sankami, czy sarenki skubiące siano. Całą sztuką było połączenie
codziennego asortymentu danego miejsca z sezonową dekoracją. Należy pamiętać,
że wszystko to, robione było w czasach, w których nikt nie narzekał na nadmiar
czegokolwiek. Mimo tego niezmierną rzadkością był sklep, którego właściciel nie
udekorował witryny. Miejscami celującymi w wybitnych, rozbudowanych
dekoracjach, były zwłaszcza kwiaciarnie. Tam też niejednokrotnie, sprzedawano
ozdoby świąteczne.
Te jednak można było kupić w wielu miejscach. Przed Domami
Centrum i Domem Towarowym Smyk, pojawiały się kramy, w których co roku
sprzedawano prawdziwe szklane i plastikowe cuda. Przed sklepami z artykułami
papierniczymi na ul. Szpitalnej, czy przy Nowym Świecie, ustawiały się kolejki
po komplety czechosłowackich pajacyków, aniołków i zwierzątek. Dziś, mają one
swoje drugie życie w internetowych portalach aukcyjnych. Za to współczesne
wystawy już od początku grudnia mienią się kolorami lampek ledowych. I to jedyny
wysiłek, jaki wkładają właściciele i najemcy sklepów w sezonową dekorację. Ekskluzywne
choinki, spotykamy w równie ekskluzywnych salonach. Gdzieniegdzie stanie
jeszcze sztuczne drzewko przystrojone chińskimi girlandami i innym plastikiem,
ale o szopkach, czy aniołkach należy zapomnieć. Również uliczne iluminacje w
minimalnym tylko stopniu nawiązują do tematyki Świąt Bożego Narodzenia. Jest
jasno i bogato, ale czy daje nam to więcej szczęścia?
Tekst ukazał się w "Dodatku Mazowieckim" - "Gazety Polskiej Codziennie" z dn. 23/12/2019, (2515)
Piękne ozdoby, uwielbiam bombki i mam ich cała masę, w tym roku nie zmieściłam wszystkiego.
OdpowiedzUsuńJa w tym roku przez grypę, zawiesiłam tylko ułamek. Myślę, że gdybym chciała zawiesić całe kolekcjonerskie szaleństwo 3. pokoleń, musiałabym ustawić 6 choinek. Bo nawet na 3. w 3 pokojach, panował zawsze duży tłok ;-) a bombki zdobiły drzewa przemiennie.
OdpowiedzUsuń