Powstańcy i przyjaciele, mówią na nią - Misia. To ciepłe
miano, idealnie pasuje do eleganckiej, ujmującej i niezwykle życzliwej kobiety,
która mimo natłoku obowiązków, zgodziła się chętnie opowiedzieć o swoim powołaniu.Michalina
Żebrowska postanowiła podarować jesień życia innym ludziom.
Lubię pomagać innym
- Ważne jest to, aby każdy miał w życiu swój cel. Ja
odkryłam go w Muzeum Powstania Warszawskiego – powiedziała oprowadzając mnie po
Sali Małego Powstańca, w której przybliża najmłodszym odwiedzającym, historię
Powstania Warszawskiego, a także opowiada o trudnych, ludzkich wyborach.
Nikt z rodziny pani Misi nie uczestniczył w Powstaniu
Warszawskim, ale jej ojciec miał swój udział w walce podziemnej.
- Tata pomagał partyzantom w lasach na Podlasiu. Wtedy nie
używało się określenia „ Żołnierze Wyklęci” – wyjaśnia – Za swą działalność
został skazany na 10 lat więzienia. Podobny wyrok otrzymał ks. proboszcz i
jeszcze jeden mieszkaniec. Tata wyszedł wprawdzie po półtora roku na skutek
amnestii po śmierci Stalina, ale po więziennych przeżyciach, był w złym stanie
zdrowia i wkrótce zmarł.
Pani Michalina już blisko 16 lat, jest wolontariuszką i wciąż
rozszerza zakres działań, wynikających z jej powołania. Wszystko miało początek
w 2002 r., kiedy to po przejściu na emeryturę, poważnie zachorowała. Żmudna
rehabilitacja po udarze, usytuowała ją na uboczu. Ale pani Misia nie chciała
się poddać i zgodzić na taki układ. Widać bezczynność nie była jej pisana, bo
niedługo później, przeczytała w gazecie ogłoszenie zamieszczone przez nowo
otwarte Muzeum Powstania Warszawskiego. Inicjatorzy przedsięwzięcia, szukali
wolontariuszy.
- Z mojego przedziału wiekowego, szukano tylko 15 osób –
wspomina, dając do zrozumienia, że szanse nie były duże.
Ponadto anons był adresowany przede wszystkim do historyków
i pedagogów, a pani Misia jest z wykształcenia prawnikiem. Dlatego początkowo,
nie chciano jej przyjąć. Ostatecznie, starania pani Michaliny znalazły
szczęśliwy finał.
- Głównie pełnię dyżury w Sekcji Dydaktycznej, w Sali Małego Powstańca -
opowiada o swoich działaniach w MPW – Razem ze mną w zajęciach dla dzieci biorą
udział młodzi wolontariusze, energicznie zaangażowani w działania społeczne. Mam
ogromną satysfakcję z tego, że już tyle lat mogę być wolontariuszem w tak
niezwykłym miejscu, dla wielu ludzi będącym miejscem świętym. Cieszę się, że
właśnie tu mogę pełnić tak piękną misję.
Pani Misia urodziła się w Łomży. Do Warszawy przyjechała dopiero
jako 14-latka.
- Tutaj zaczęłam poznawać szczegółowo historię, w zasadzie
ocierając się o nią każdego dnia. Na Mszę Św. chodziłam do Kościoła św. Trójcy na
Solcu, przesyconego duchem Powstania Warszawskiego.Tam widziałam liczne wota i
ogłoszenia o zaginionych bliskich.
Już po wyjściu za mąż, pani Michalina poznała sąsiadkę panią
Stefanię.
- Bardzo lubiła moją córkę i prosiła, by ta mówiła do niej
„babciu”. Pani Stefcia mieszkała na Pradze wraz z mężem, pracownikiem naukowym
i kiedy wybuchło Powstanie, była w zaawansowanej ciąży. Któregoś dnia, do drzwi
mieszkania zapukali koledzy męża i poprosili, żeby na chwilę wyszedł. Nigdy już
nie wrócił. Pani Stefcia szukała go i czekała na niego do końca życia, słuchając
na patefonie dawnych melodii. Z czasem zaczęła z nią słuchać starej muzyki również
moja córka. Chłonęła wojenne opowieści i rozwijała w sobie pasję historyczną.
Dom dla Powstańców
Ale wolontariat w MPW, to nie jedyna sfera działań na rzecz
innych ludzi, którą realizuje pani Misia. Z jednakowym sercem i zaangażowaniem,
jest wolontariuszką w otwartym na początku października ubiegłego roku Domu
Dziennego Wsparcia dla Powstańców Warszawskich przy ul. Nowolipie 22, na Woli.
Pomieszczenie liczące ok. 430 m powierzchni użytkowej spełnia wiele funkcji
praktycznych. Ostatni obrońcy stolicy, choć tak późno, otrzymali miejsce, w
którym mogą nie tylko zjeść posiłek, skorzystać z konsultacji lekarskiej, czy
wziąć udział w różnych zajęciach tematycznych, ale też spotkać się z osobami o
podobnych doświadczeniach, a czasem też, jak wspomina pani Misia, znaleźć po 75
latach kolegę z podwórka.
- Początkowo przychodziło do Domu Dziennego Wsparcia tylko 6
osób, ale za każdym razem, gdy spotykałam Powstańców w muzeum, zachęcałam ich
do odwiedzenia tego miejsca. Wszędzie staram się zachęcać szczególnie seniorów
do wychodzenia z domu, do bycia z ludźmi, dzielenia się z nimi czasem i
doświadczeniem.
Pani Misia jest swoistą łączniczką, pomiędzy środowiskiem
Powstańców, a współczesnym światem, ułatwiając kontakty i ukierunkowując
potrzeby. Nie wdaje się w politykę, ani żadne spory.
- Powstańcom nie zależy na korzyściach materialnych, czy pieniądzach,
tak jak na życzliwości i relacji z drugim człowiekiem – podsumowuje - Kiedyś,
jeden z Powstańców, który przyleciał po raz pieszy po Powstaniu do Polski z
Australii, będąc w Muzeum Powstania Warszawskiego zwrócił do młodych ludzi ze
łzami w oczach prosząc ich szczególnie o pamięć, szacunek i modlitwę.
Pani Misia opowiada że działalność w wolontariacie Muzeum
Powstania Warszawskiego i Domu Wsparcia dla Powstańców Warszawskich jest
najpiękniejszą misją jaka mogła się jej przydarzyć.
Ten wolontariat
wybrał mnie
Powstańcy mówią o Domu Wsparcia: „to nasz drugi dom”, zaś o wolontariuszach – „to nasza druga rodzina”.
- Żeby opiekować
się takimi starszymi osobami jak my, trzeba mieć serce – zauważa pan Jerzy,
96-letni Powstaniec Warszawski, ps.
„Jur”, codzienny gość Domu Wsparcia –
Tutaj mamy opiekę i wszystko podane na tzw. „tacy”.
Zapytany o to, czy nie za późno utworzono takie miejsce,
odparł z uśmiechem:
- Lepiej późno, jak wcale.
Anna Wąsik, zawsze promienna i pełna energii, była
wolontariuszką pomagającą Powstańcom Warszawskim jeszcze zanim powstał Dom
Wsparcia. Aktualnie jest koordynatorką powstańczego wolontariatu i kieruje się
mottem: „Miłością chronić, życiem dawać, prawdą zwyciężać”.
- Zanim ruszył projekt Nowolipie, mieliśmy przez rok grupę
wolontariacką, działającą w ramach Towarzystwa Przyjaciół Pragi – oddział
Towarzystwa Przyjaciół Warszawy –
wspomina – Na początku działało 5 par: wolontariusz-opiekun plus Powstaniec. Pierwszy
krok jaki zrobiliśmy to grupa „złota rączka”, dokonująca drobnych,
nieodpłatnych napraw w mieszkaniach
Powstańców. Ponadto woziliśmy ich taksówkami do lekarzy, pomagaliśmy w drobnych
zakupach. W ten sposób nawiązywaliśmy kontakty z osobami, które później trafiły
na Nowolipie. Tak wyglądały zalążki Domu Wsparcia, czas budowania zaufania. Z
Powstańcami jest ten problem, że strasznie trudno jest im przyjąć pomoc –
zauważa pani Ania – Wolontariat tutaj, to niemal powołanie. Przysięgłam sobie
żeby przy nich być. Pragnę, aby nigdy nie poczuli się sami, chcę również chronić
ich godność, co ze względu na mój życiorys jest dla mnie zawsze bardzo ważne –
dodaje.
Anna Wąsik choć urodziła się z niepełnosprawnością, od lat
pomaga innym osobom: młodzieży, seniorom, niepełnosprawnym, głuchym. To dzięki
jej aktywnym staraniom, Sesja Rady Miasta, jest tłumaczona na język migowy. W
2011 r. wygrała w Konkursie „Człowiek bez barier”, a w 2017 r. była Europejską
Delegatką ds. Osób Niepełnosprawnych, reprezentującą Polskę. Aktualnie studiuje
prawo.
Część ogromnego pomieszczenia na parterze, została zaaranżowana na przytulny pokój, nieco w stylu retro. Przy regałach z książkami wokół stołu i obok w fotelach, siedzi ok. 10. osób, żywo ze sobą rozmawiając. Powstańcy Warszawscy, którzy przychodzą tu każdego dnia, są eleganccy i uśmiechnięci. Chcąc użyć dzisiejszego, potocznego języka, powiedzielibyśmy: „na luzie”.
- Czuję się tu jak w domu – opowiada pani Irena Paśnik,
Powstaniec Warszawski, ps. „Miła” – Przychodzę od początku, od października
2018 r. Wolontariusze są jak najbliższa rodzina – pocieszą, pomogą. Dziękuję za
ich niesamowitą dobroć i kulturę. Wydaje mi się, że są gotowi do poświęceń,
ponieważ robią również to, co do nich nie należy i chwała im za to. Tutaj
codziennie ożywają wspomnienia: „A to pamiętasz?”… „A to?”… - Wszystkim, którzy
się do tego przyczynili, podziękowania za życzliwość i kulturę – dodaje.
- Za późno nas odkryto, ale ten punkt na Woli jest strzałem
w dziesiątkę – ocenia pani Zofia Gordon, ps. „Iskra” – Od wolontariuszy bije
taka serdeczność – zamyśla się na chwilę – To serce, które otrzymujemy na
Nowolipiu, jest bardzo ważne.
W Domu Wsparcia dla Powstańców Warszawskich jest jeszcze
miejsce dla osób, które chciałyby podjąć się tego jedynego w swoim rodzaju
wolontariatu.
Tekst ukazał się w tygodniku "Idziemy" z dn. 28.07.2019, nr 30 (719)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz