Od przeszło dobrych dwóch dekad, popularność tego miasta położonego w malowniczym Małopolskim Przełomie Wisły, zdecydowanie wzrasta. Niegdyś kameralna mekka artystów, dziś ma już swą ugruntowaną kulturotwórczą rolę. I co rzadkie, w takich przypadkach - Kazimierz Dolny, nie został chciwie zabudowany przez developerów; popularność i rzesze turystów, nie odebrały mu tożsamości.
Po nastu latach, wróciłam do Kazimierza, aby przypomnieć sobie czasy akademickie i najdroższe mi Osoby, z którymi poznawałam wiślane brzegi, wąwozy, klimatyczne galerie oraz historie mieszkańców. Z radością, złamaną tęsknotą, odkryłam, że prawie nic się nie zmieniło...
Ludzi zniekształcił czas, zmiotło przemijanie. Kazimierz Dolny zawarł układ z kalendarzem i trwa nadal, eksponując swoje piękno w stylu retro, choć bez wątpienia tego dnia, tętnił życiem.
Koleżanka z Fundacji Kapucyńskiej, gdzie całkiem przypadkowo zostałam wolontariuszką, zawiozła mnie do kazimierskiej krainy, w dniach muzycznego Festiwalu Kazimiernikejszyn. Przy tej okazji, mieliśmy stoisko z wyrobami naszymi i naszych podopiecznych:
Na rynku oprócz sceny muzycznej, były też inne atrakcje:
Zaskoczona spotkałam Znajomą (Sankowo) i jak zawsze z przyjemnością, obejrzałam włóczkowe rękodzieła.
Zanim rozpadał się deszcz, Koleżanka namówiła mnie na ciastka. Choć do słodkiego czuję duży dystans, te łakocie wprawiły mnie w ekstazę ;-)
Po nastu latach, odkupiłam sobie też słynnego kazimierskiego koguta z ciasta. Pierwszego zostawiłam niegdyś w starym mieszkaniu, wraz ze starym życiem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz