Tegoroczne Warszawskie Targi Książki (23-26 maja),
dostarczyły mi wiele radości i wrażeń, we wszelkim możliwym zakresie... :-)
Przede wszystkim, w wyjątkowej obfitości, dopisali twórcy
komiksowi. Chętnie wypisywali autografy, które ozdabiali, jak na mistrzów
rysunku przystało, małymi formami graficznymi.
W roli gwiazdy wystąpił Nagabe. Zaintrygowała mnie charakterystyczna
kreska i tajemnicza fabuła. Swoje oniryczne dzieła japoński duet, podpisywał
kilkakrotnie podczas wydarzenia.
Niestety, w tym roku jeszcze bardziej niż w
ubiegłym, musiałam liczyć się z funduszami, zatem skoncentrowałam się wyłącznie
na okazjach. Interesujące mnie komiksy przejrzałam drobiazgowo, z nadzieją ich
zakupu w przyszłości, co wobec różnych zmian, wydaje się całkiem realne ;-)
Np. nie miałam pojęcia, że tuż po premierze filmu Coppoli, ukazał się ten komiks, wyrysowany na podstawie oryginalnych kadrów.
Wznowiony dopiero niedawno, przyciąga uwagę miłośników szeroko rozumianej pop kultury.
Odkryłam też wiele przyjemnych książek, tak pod względem
fabuły, jak i grafiki.
Niestety, również autorskie szkicowniki z kocimi okładkami,
mogłam tym razem, wyłącznie obejrzeć i sfotografować… Mojej portmonetce wobec tylu bodźców, co i rusz, robiło się słabo ;-)
Tak wyglądało stoisko z komiksami w czwartek:
A tak... 2 dni później:
Gościem honorowym tegorocznych targów, była Rumunia. Trochę
więc blado to wyszło, że ilustracje do bajek z tego kraju, zostały
wyeksponowane na uboczu, a do tego w miejscu pozbawionym całkowicie sztucznego
oświetlenia.
Najciekawsze (moim zdaniem) sfotografowałam i ciut poprawiłam w kompie, byście
mogli podziwiać je razem ze mną J
W tym roku, po raz pierwszy kupiłam karnet na całe 4 dni, za
30 zł. Wobec ceny jednorazowego biletu, to się zdecydowanie opłacało, nawet,
gdybym jeden dzień postanowiła sobie odpuścić. Ale tego nie zrobiłam. Pierwszy –
przeznaczyłam na rozpoznanie terenu i maleńkie zakupy. Stoiska dopiero się
formowały, zwiedzających nie było zbyt wielu, więc nawet nowości komiksowe,
mogłam przeglądać do woli, bez męczącego tłoku.
Były też stoiska z gadżetami, jak stało się to zwyczajem
ostatnich lat, również – japońskimi J
Dzień drugi, poświęciłam na poważne zakupy, (które po drodze
do domu, zostawiłam u Babci, z braku podręcznego Herkulesa). Zarejestrowałam
stoiska, którym nazajutrz postanowiłam poświęcić więcej czasu; nawiązałam miłe
kontakty zawodowe; tradycyjnie już spotkałam się z Przyjaciółmi, z którymi
spędziłam resztę tego dnia. Ale zanim to nastąpiło, doświadczyłam wyjątkowo
miłej niespodzianki. Wszystko zaczęło się w stylu: „od słowa, do słowa”, na
stoisku Media Rodzina, gdzie po raz pierwszy mogłam zapoznać się z twórczością
ilustratorską Aleksandry Kucharskiej-Cybuch. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że
ujmujący, starszy gentleman to sam Robert Gamble, założyciel wydawnictwa.
W
konsekwencji, otrzymałam tę wspaniałą (środkowa pozycja) książkę z autografem.
Twórczość Pani Aleksandry Kucharskiej-Cybuch jest zjawiskowa. Delikatna kreska
w połączeniu z fantastyczną wyobraźnią, udowadniają, że po latach
ilustratorskiej posuchy na polskim rynku, opierającym się na zagranicznych
przedrukach, jest wreszcie obiecująco!
Sympatycznie też się zrobiło, gdy przywołała mnie dawna Koleżanka z akademickiej ławy ;-)
oraz wtedy, kiedy mogłam całkiem niezobowiązująco podziwiać
rzeczy luźno związane z literaturą, co wcale nie umniejszało ich piękna i maesterii wykonania…
Żal, że na imprezę z podobnym rozmachem, muszę znowu czekać 11 miesięcy. I dziwię się nieco, że okres wakacyjny w stolicy, ma miłośnikowi kultury i rozrywki tak mało do zaoferowania. A przecież nie każdy Warszawiak spędza 2 letnie miesiące w Chorwacji, czy Egipcie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz