niedziela, 21 kwietnia 2019

Judaszki, święconki i 365 babek króla


Coraz więcej wielkanocnych zwyczajów ulega spłyceniu, lub zapomnieniu. Ich miejsce i czas często zajmują nasze pościgi za promocjami pod hasłem „świąteczna wyprzedaż”. Warto sobie przypomnieć, jak świętowali nasi dziadkowie i pradziadkowie, umiejętnie łącząc święte ze świeckim, kontemplacyjne z ludycznym…     


Polska Wielkanoc, choć jak inne nasze święta uległa zmianom, wciąż wyróżnia się i szczęśliwie w mniejszym stopniu niż Boże Narodzenie uległa komercjalizacji. Nie skupia się też tak silnie na powierzchownej symbolice, wypierającej często istotę świętowania. Mimo tego, wiele tradycji w ciągu ostatnich dziesięcioleci, niemal całkowicie zniknęło z polskiej przestrzeni. Znaczna część z nich, nie jest już praktykowana, albo robi się to tylko w niektórych miejscowościach. Jednym z takich bardzo popularnych, a dziś niemal zapomnianych zwyczajów, były tzw. judaszki. Odbywały się prawie w całej Polsce w Wielką Środę, Wielki Czwartek, a niekiedy też - w Wielki Piątek. Obrzęd polegał na zniszczeniu uszytej wcześniej przez wybrane osoby, kukły Judasza. Postać męska, wypchana trocinami, miała wymalowany na piersiach wielki napis: „Judasz Zdrajca”. Kukłę można było wieszać, palić i topić, co nasuwa analogię do rytuału niszczenia Marzanny. 

Wielka Sobota kończąca Triduum Paschalne, to dzień święcenia wody, ognia, cierni i pokarmów wielkanocnych. 



W formie symbolicznej, ale powszechnej, do dzisiejszych czasów przetrwał zwyczaj święcenia pokarmów. W dawnej Polsce święciło się wszystkie pokarmy przygotowane na wielkanocne śniadanie, a wizyta księdza w domu, była podniosłym przeżyciem dla całej rodziny. Obecnie święcone, symbolizuje mały koszyczek, którego wygląd i estetyczne dodatki zmienia się wedle mody. Może być ozdobiony plastikowymi jajkami przepiórczymi, sztucznymi kwiatami, czy kogucikami z piórek. Nie powinno jednak w nim zabraknąć jajka, kawałka chleba, soli i oczywiście cukrowego baranka symbolizującego Chrystusa Zmartwychwstałego, choć nierzadko pojawia się obok niego świecki symbol – zając. 


Wielkanocny stół, to wciąż wyraz polskiej tradycji, odpornej na kulturowe przemiany. Większość głównych potraw, przetrwała przez wieki w swojej podstawowej formie, charakterystycznej dla danego regionu. Jeśli już doszukiwać się większych zmian, to bardziej ilościowych niż jakościowych, choć dawna fantazja kulinarna, została wyparta przez mniej czasochłonne i wyrafinowane potrawy. Z pewnością nie znajdziemy na polskich stołach tradycyjnego, pieczonego w całości prosięcia nadziewanego kaszą, jak też marynowanej, faszerowanej i upieczonej głowy świńskiej, którą obowiązkowo należało podać z jajkiem w ryjku. Stosunkowo nowy na tle dziejów, jest bez wątpienia rynek słodyczy świątecznych. Czekoladowe zające, jajka w kolorowych sreberkach, rzadziej baranki, czy kurczaki, zaczynają poważnie konkurować z mazurkami, drożdżowymi babami, czy sernikami. Sprzedawane w ilościach masowych, często stają się przedmiotem poświątecznych przecen, podobnie jak inne wielkanocne artykuły spożywcze. To jednak nic w porównaniu z obfitością, by nie rzec przesytem, charakteryzującym dawną kuchnię polską. Święcone w domach bogaczy w namiarze rekompensowało czas postnej wstrzemięźliwości. W dawnym kalendarzu poznańskim odnajdujemy relację z XVII – wiecznej uczty wielkanocnej u księcia Sapiehy. Na książęcym stole królował marcepanowy baranek naturalnej wielkości, cztery pieczone w całości dziki nadziewane inną zwierzyną, uosabiające 4 pory roku, dwanaście pieczonych jeleni z pozłacanymi rogami, pięćdziesiąt dwa placki z bakaliami – bo tyle jest tygodni w roku i trzysta sześćdziesiąt pięć babek. Liczby te powtarzały się jeszcze w odniesieniu do baryłek i gąsiorów z trunkami. Ale również w chłopskich domach, nie brakowało obfitości potraw. Bez wątpienia nowym i coraz bardziej powszechnym zwyczajem jest wręczanie prezentów przez zająca wielkanocnego. Tradycja ta pochodzi z Niemiec i o ile naturalna jest na Śląsku, czy Pomorzu Zachodnim, o tyle w innych regionach stanowi zupełnie nowy zwyczaj. Niezmienna i żywa do dziś jest za to kilkuwiekowa tradycja Grobów Chrystusa, które odsłaniane są we wszystkich kościołach po zakończeniu wielkopiątkowej liturgii. Dekorowane przez parafian, stanowią nie tylko wyraz przeżyć religijnych, ale równie często czerpią z symboliki narodowej, nawiązując do aktualnych zdarzeń.  




   








Tekst ukazał się w "GPC", nr 2309 - 20.04.2019

2 komentarze:

  1. Polskie tradycje wielkanocne są wciąż kultywowane. Co prawda różnice między regionami się zacierają. Ja do czasu przeprowadzki do obecnego domu na Kociewiu nie słyszałam o zajączku, za to nowością w mojej okolicy było świecenie pokarmów przedtem niepraktykowane przez miejscową ludność. Zmieniają się też upodobania kulinarne, już nikt nie wyczekuje na wielkanocną szynkę, bo jest ona codziennością. Za mojego dzieciństwa jadło się ją tylko na święta. Ale to temat rzeka. Życzę spokojnych Świąt Wielkanocnych, dużo zdrówka i odpoczynku od codziennych kłopotów. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję serdecznie, Sówko i życzenia odwzajemniam.
    Faktycznie z tą szynką tak było w moim wczesnym dzieciństwie. Ale już jako 16-latka przestałam jeść mięso i straciłam zupełnie zainteresowanie dla wędlin ;-)
    Przecież podobnie było kiedyś z mandarynkami i pomarańczami w Boże Narodzenie, choć trudno nazwać je tradycyjną potrawą ;-) Też pojawiały się w sklepach i na stole raz do roku.
    Ciekawy wątek z tym brakiem święcenia pokarmów w Kociewiu. Nie mam żadnej wiedzy na temat tego regionu. Zero danych. Może ono niepolskie kiedyś było, albo żyje tam pradawna mniejszość kulturowa?...

    OdpowiedzUsuń