sobota, 3 czerwca 2017

POLSKI PATCHWORK


Swoją radość życia, wkłada w każde dzieło, które tworzy, a przekazywanie tej radości innym ludziom poprzez własną, unikalną sztukę -  jest jej artystycznym mottem. Maria Prusaczyk z Ostrołęki, absolwentka Wychowania Plastycznego na UMCS  w Lublinie, wykonuje autorski patchwork polski.


- Widziałam różne patchworki, ale Pani kompozycje są jedyne w swoim rodzaju. Można je porównać do obrazów…
- Po przejściu na emeryturę, postanowiłam znaleźć taką dziedzinę, którą nikt się nie zajmuje. A, że jestem córką krawca, wymyśliłam patchwork krajobrazowy – polski. Najchętniej przedstawiam na nich Kurpiów, ich dawne zawody i czynności, takie jak: sianokosy, czy grzybobranie. Tworzę też sceny zainspirowane wiejskim podwórkiem. Była gęsiarka, króliki, owieczki, koniki…     
- Jak wygląda proces twórczy?
- Wszystko wymyślam sama. Nie korzystam z żadnych, gotowych wzorów. Tkaniny otrzymuję od koleżanek, które obdarowują mnie swoimi nie noszonymi ubraniami. Kupuję też w ciucholandach, gdzie zdarzają się materiały z nadrukami ze światłocieniem. Znajoma krawcowa podrzuca mi ścinki. Mam tego bardzo dużo. Szukam zestawień kolorystycznych i fakturalnych. Dotąd układam, wybieram aż mnie samej zacznie się podobać. Dopiero, gdy jestem naprawdę zadowolona, zaczynam zszywać patchwork. Robię to z sercem. Szyję na starej, czterdziestoletniej maszynie „Łucznik”. Wszystkie moje prace są przestrzenne, krajobrazowe i radosne. Kontynuuję rodzinną, krawiecką tradycję. Ponadto nie lubię, aby coś się marnowało. Mój ojciec miał bardzo dużo nici. Zastanawiał się, co ja z tym zrobię? Powiedziałam: „Nie martw się, tato. Ja je wyszyję”.
- Co daje Pani największą przyjemność?
- Cieszy mnie, jak ktoś opowiada, gdzie umieścił mój patchwork, jak go odbiera, jak go odbierają inni domownicy, czy goście. Moje prace znalazły swoje miejsce u przyjaciół w Polsce i za granicą.
- Która praca była dla Pani szczególnie ważna?
- Bardzo poruszyła mnie śmierć Jana Pawła II. Pod wpływem tego wydarzenia, zrobiłam duży patchwork. Uwieczniłam na nim papieża, jak idzie przez łąkę w swojej pelerynie i charakterystycznych butach. Podpiera się kijkiem, a wokół niego pasą się owieczki. Za nim jest jezioro z barką, a dalej, na horyzoncie rozciągają się góry i widać Giewont. Jest także wieża kościółka. Patchwork miał rozmiar 1,5 m na 90 cm. Dzisiaj znajduje się w Anglii.   
- Zrobiła Pani kiedyś dwa takie same patchworki?
- Nie da się zrobić dwóch identycznych, zawsze będą jakieś różnice. Nie raz robię cztery wersje jednego tematu. Występują te same postacie, ale w różnych konfiguracjach tak, jak było np. w przypadku latających mnichów. Moje prace fotografuję, następnie robię ksero i wkładam do segregatora. W ten sposób mogę pokazać projekty innym i sama sięgać do starszych pomysłów. Czasem ktoś dzwoni do mnie, aby złożyć zamówienie.
- Nad czym pracuje Pani w tej chwili?
- Teraz robię mniejsze formaty, przedstawiające krajobraz kurpiowski. Prezentuję je na różnych, ludowych festiwalach. Ostatnio otrzymałam zlecenie specjalne - patchwork na ślub. Nie chcę jednak, żeby to była zwykła młoda para. Myślę o takiej unoszącej się w powietrzu, trochę bajkowej, jak z obrazów Chagalla.



"Gazeta Polska Codziennie", (1701), Sobota - Poniedziałek, 15- 17/04/2017 - "Dodatek Mazowiecki" 

4 komentarze:

  1. Oj widzę, że ten z kotami Cie urzekł. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, i to jak! :-D. Aż po wielu perypetiach kupiłam go sobie na urodziny :-)

      Usuń
  2. cudownie pozytywnie zakręcona Maria :)))
    jestem ciekawa bajkowej Pary Zakochanych...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też :-)... Ale jestem zaproszona w wolnym czasie do pracowni Pani Marii. Co z pewnością pozwoli mi obejrzeć niejedno cudo.

    OdpowiedzUsuń