No i z braku bieżących zdarzeń i nadmiaru czasu, w tę dziwną, wciąż daleką od wiosny porę - wyciągam archiwalne fotki renowatorskie...
Kiedy kocię łaskawie, raczyło wyleźć spod szafy i zaczęło rozglądać się za nową mamusią (do wyboru miało dwie),
mogłam i ja wrócić do ciężkiej, monotonnej pracy nad bokiem szafy i wykończeniem frontu:
Wypada sprostować: niemal wykończeniem, bo wygryziony, prawy róg, zostawiłam sobie, jako osobliwy rodzynek na czas pozbawiony innych treści. Zakres i trudność tego przedsięwzięcia, odstraszały mnie przez parę tygodni.
Kocię cieszyło się pomyślną adopcją,
a ja obserwowałam z lękiem jak szerszenia to, co trzeba było jakoś w miarę wiernie uzupełnić według drugiego, całego na szczęście, rogu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz