Pub Lolek na Polach Mokotowskich, może wielką przestrzenią nie grzeszy, ale zdołał pomieścić tak pojemny tematycznie festiwal, jak Hanami. Impreza dla pasjonatów zarówno tradycyjnej, jak i nowoczesnej kultury japońskiej, przyciągnęła tłumy głównie młodych ludzi.
Szkoda, że Organiatorzy nie przewidzieli w oficjalnym zarysie pikniku, wyjścia poza teren pubu. Pogoda od kilku tygodni była idealna i nic nie wskazywało na to, że w dniu Festiwalu padnie. Na otwartych przestrzeniach Pól Mokotowskich, nie tylko pokazy walk, mogły widocznie i funkcjonalnie zyskać. Dałoby to szansę obserwacji dużo większej ilości widzów, a nie tylko garstce, która odpowiednio wcześniej, skupiła się pod sceną...
Nie wiem, czemu Organizatorzy, nie wzięli takiej opcji pod uwagę...
Mimo tego, tegoroczne Hanami, oceniam znacznie wyżej, niż ubiegłoroczny Piknik z Kulturą Japońską Matsuri, zorganizowany po raz pierwszy w niefunkcjonalnym SDK, przy ul. Bacha 15.
Głęboko zasmuciła mnie informacja, że tegoroczna impreza odbędzie się także w tamtym ciasnym, przekombinowanym obiekcie ;-(
Jak wyszło to w tym roku - oczywiście Wam pokażę - ale rewelacji z pewnością nie warto oczekiwać ;-S
Tymczasem syćcie zmysły różnorodnością Hanami :-)
Stoiska, na których można było nabyć słodycze,
rękodzieło,
(poniższe cudo, jest już moją własnością)
Autorska ceramika Luki sprawiła, że wraz z Koleżanką dostałyśmy przysłowiowego oczopląsu i długo wybierałyśmy naczynie dla siebie, delektując się wzorami oraz odcieniami szkliw...
(Byłam o włos od zakupu powyższego kubeczka, ale wybrałam spokojniejsze barwy, hmmm... ciut bardziej mroczne ;-). Finansowe ograniczenia sprawiły, że nie mogłam wziąć 2.)
zabawki
pamiątki tematyczne,
jedzenie,
biżuterię,
(zielonym żurawiom nie byłam w stanie się oprzeć)
oraz to co Japończycy i Kida, lubią szczególnie mocno - gadżety ;-)
Karteczki biurowe z kotami, wprawiły mnie w osłupienie. Wybrałam, oczywiście - moje ukochane Syjamy. Złożenie pudełeczka, było prawdziwą sztuką origami ;-) Wcale sprawnie mi to nie poszło.
Na taki pomysł, mogli wpaść tylko ci, którzy lwią część życia spędzają w firmach-biurach. Myślę, że w otoczeniu takich drobiazgów - czas płynie szybciej i weselej...
Kto przybył odpowiednio wcześnie, stawał w krótkiej kolejne po indywidualną przypinkę. Na miejscu można było zamówić sobie bohatera z ulubionego anime, albo dowolne zwierzę...
Przesympatyczne doświadczenie - uczestniczyć od początku do końca w procesie twórczym! :-)
Po raz pierwszy udało mi się zdobyć taki drobiazg. Na ubiegłorocznym Matsuri, kolejka ciągnęła się w nieskończoność.
Można było także zagrać w tradycyjne gry.
i poprosić o wykaligrafowanie swojego imienia:
Ponieważ swoje pierwsze imię - polskie, mam już wypisane zarówno po japońsku, jak i po chińsku - tym razem poprosiłam o zapisanie mego drugiego, egipskiego imienia. Wygląda tak:
W programie Hanami, był też krótki, ciekawy spektakl...
Szkoda, że następne warszawskie Hanami, dopiero za rok...
Jak Ci zazdroszczę, że możesz brać udział w takich imprezach. Ja nawet nie mogę o czyś takim pomarzyć, buuuu... Tym cenniejsze są Twoje relacje.:)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka:)
Dziękuję Ci, Sówko. Cieszę się, że moje wpisy komuś się przydają :-)
OdpowiedzUsuńWiele mnie kosztują takie wyprawy. Jeśli coś jest w stolicy i dodatkowo w weekend to telepię się komunikacją miejską 1,5-2 godz.w jedną stronę, bo w moim mieście zasadniczo nic się nie dzieje z wyjątkiem sporadycznych imprez sportowych. Ale ja już przywykłam do takiego trybu życia. W podróży zawsze czytam, więc to też zaleta ;-)
Nie chcę pewnego dnia stwierdzić, że życie minęło mi tylko na pisaniu tekstów, na tematy, które nie zawsze są bliskie memu sercu i zainteresowaniom...
Pozdrawiam Cię serdecznie.
i tyle ciekawostek mnie ominęło?!
OdpowiedzUsuńdobrze, że jeszcze przede mną jest
szansa na przymierzenie kimona :)
kotek w pudełku rozwala system ♥
No, widzisz, Ineczko...
OdpowiedzUsuńZanim poszłyśmy na rośliny owadożerne, ja i O. od rana chłonęłyśmy Azję ;-)