Rób to, co kochasz, wkładaj w
to całe serce i duszę, a na pewno wszystko pójdzie po twojej myśli A jeśli ktoś
mówi ci, że to, co robisz nie ma sensu i że się nie uda, pamiętaj, to są jego
granice nie twoje! – tak brzmi życiowe motto Marty Bałabuch z Warszawy,
plastyka i jubilera.
- Tworzy Pani autentyczne
dzieła, to właściwie obrazy na tkaninie…
- Filcowanie na
mokro, to moja pierwsza, wielka miłość. Z wykształcenia jestem plastykiem technikiem. Skończyłam dwie dwuletnie
szkoły plastyczne o kierunku wystawiennictwo i techniki komputerowe. Później
przez kilka lat pracowałam jako złotnik jubiler. Moje życie potoczyło się jednak w przedziwny sposób, bo przez kolejne 10
lat byłam właścicielem drukarni, aż odnalazłam swoje miejsce na
ziemi i tak powstała moja pracownia plastyczna NaszMiszMasz. W końcu robię to, co kocham i to, co umiem.
Tworzę z pasją i przekazuję swoją wiedzę oraz umiejętności ludziom, którzy
przychodzą do mnie na warsztaty.
- Czym jest
filcowanie na mokro?
- To technika pozyskiwania tkaniny, polegająca na kompresji
luźno rozłożonych włókien, poprzez tarcie i ubijanie wełny z wodą i mydłem.
Proces ten nazywany jest filcowaniem lub spilśnianiem. Tajemnica filcu tkwi w specyficznej budowie wełnianego włosa, który
złożony jest z drobniutkich łusek, dachówkowo zachodzących na siebie. Włókna
wełny pod wpływem gorącej wody pęcznieją, a łuski odchylają się. Wełnę
rozłożoną warstwami ubija się, roluje, uciska i walcuje. W ten sposób włókna,
bez użycia jakiegokolwiek splotu tkackiego, dziewiarskiego, szycia, czy sklejania,
a jedynie za pomocą tarcia i siły ludzkich rąk, zaciskają się tak mocno, że po
pewnym czasie tworzą zwarty materiał, ponieważ każde z włókien jest zaczepione
i uwięzione przez sąsiednie.
- Skąd wywodzi się ta
technika?
- Filc jest jednym z najstarszych wyrobów włókienniczych
wytwarzanych przez ludzi, prawdopodobnie starszym od tkactwa. Ślady filcu
datowane na 6500 lat p.n.e. znaleziono na terenie dzisiejszej Turcji.
Zaawansowane technicznie wyroby filcowe, z około 600 roku n.e odkryto także w
wiecznej zmarzlinie na Syberii. Współczesne prace nie są już tak
siermiężne jak ich pierwowzory. Teraz prócz funkcji użytkowej, stawia się
również na walory estetyczne. W moich pracach wykorzystuję jedwab, który w
połączeniu z wełną nadaje jej nieco lżejszego wyrazu. Końcowy efekt jest
zaskoczeniem nawet dla twórcy.
- Problemy
artystycznej codzienności?
- Są
bardzo prozaiczne i dotyczą najczęściej kwestii finansowej. W
dzisiejszych czasach twórca, żeby "się sprzedać" powinien być
jednocześnie menagerem, fotografem, handlowcem. Niestety na to wszystko nie
starcza czasu, a często i umiejętności. Nie tworzymy produktów pierwszej
potrzeby i musimy trafić na konesera. Ludzie są przyzwyczajeni do chińszczyzny,
więc ceny rękodzieła niejednokrotnie ich zniechęcają do kupna. Daleko nam
jeszcze do Europy zachodniej, gdzie twórczość rękodzielników jest doceniana.
Chciałabym, aby moja praca oprócz ogromnej satysfakcji jaką mi daje, zapewniała
również poczucie finansowego bezpieczeństwa. W czerwcu zostałam zaproszona na
Cypr, aby poprowadzić warsztaty filcowania, więc chyba powoli moje marzenia
stają się rzeczywistością.
Wywiad przeprowadziłam na zamówienie "Gazety Polskiej Codziennie" nr 1659, z dn. 25-26/02/2017, dla "Dodatku Mazowieckiego".
Wszystkie fotografie pochodzą z archiwum Artystki.
zadurzyłam się w tych filcowych arcydziełach!!!
OdpowiedzUsuńniesamowicie by wyglądały na ścianie - szkoda
byłoby je narażać np. w komunikacji miejskiej :)
Otóż to - stąd mój tytuł. Planuję sobie kupić takie cudo na najbliższe urodziny, ale istotnie nie do autobusu ono. Jeszcze po tym jak dziś poczułam nim zobaczyłam pana, który miał całe spodnie uwalane fekaliami...
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam do autobusu spokojnie można. Ja to czynię codziennie, no częściej w tramwaju.
UsuńPozdrawiam Was ciepło :)
Ale Ty pewnie mieszkasz w mieście, a ja na prowincji - gdzie i złom jeździ po drogach i dużo wykolejonych ludzi...
UsuńUrzekły mnie te filcowe cuda. Szczególnie przypadł mi do serca kotek i czapeczki dziecięce. Niestety, jestem uczulona na wełnę. :(
OdpowiedzUsuńOj, to kiepsko! Ja, odpukać choć na wełnę nie jestem uczulona ;-) I na kota, na szczęście ;-D
UsuńOj tak Marta robi przecudnej urody rzyczy <3 Podziwiam nieustannie <3 <3
OdpowiedzUsuńWow! Czyli Wy się znacie? Fantastycznie :-)
UsuńFajnie, że pokazałaś te filcpwe prace Pani Marty. Są fantastyczne. Sama ciągle doskonalę się w technikach filcowania na mokro, więc tym bardziej mnie zaciekawiło.
OdpowiedzUsuńDzięki i pozdrawiam serdecznie :)
Dzieła prawdziwe... Dla mnie filc, jak i szydełko, to tereny nieznane. Korci mnie i jedno i drugie, ale nauka długa, życie krótkie, czasu mało. A ja ledwo nadążam z ogarnięciem swoich sprawdzonych pasji. Cóż, nie można mieć/robić wszystkiego...
OdpowiedzUsuńAbsolutna doskonałość !!!!!!!! bardzo chciałabym posiadać takie cudo by móc się nim otulić jak kokonem i przeczekać trudne chwile …aż znowu zaświeci słońce :)
OdpowiedzUsuńTe szale to jak brama do innego wymiaru :)