poniedziałek, 6 marca 2017

Marta Bałabuch - Malowane wełną


Rób to, co kochasz, wkładaj w to całe serce i duszę, a na pewno wszystko pójdzie po twojej myśli A jeśli ktoś mówi ci, że to, co robisz nie ma sensu i że się nie uda, pamiętaj, to są jego granice nie twoje! – tak brzmi życiowe motto Marty Bałabuch z Warszawy, plastyka i jubilera.  




- Tworzy Pani autentyczne dzieła, to właściwie obrazy na tkaninie…
- Filcowanie na mokro, to moja pierwsza, wielka miłość. Z wykształcenia jestem plastykiem technikiem. Skończyłam dwie dwuletnie szkoły plastyczne o kierunku wystawiennictwo i techniki komputerowe. Później przez kilka lat pracowałam jako złotnik jubiler. Moje życie potoczyło się jednak w przedziwny sposób, bo przez kolejne 10 lat  byłam właścicielem drukarni, aż odnalazłam  swoje miejsce na ziemi i tak powstała moja pracownia plastyczna NaszMiszMasz. W końcu robię to, co kocham i to, co umiem. Tworzę z pasją i przekazuję swoją wiedzę oraz umiejętności ludziom, którzy  przychodzą do mnie na warsztaty.


- Czym jest filcowanie na mokro?
- To technika pozyskiwania tkaniny, polegająca na kompresji luźno rozłożonych włókien, poprzez tarcie i ubijanie wełny z wodą i mydłem. Proces ten nazywany jest filcowaniem lub spilśnianiem. Tajemnica filcu tkwi w specyficznej budowie wełnianego włosa, który złożony jest z drobniutkich łusek, dachówkowo zachodzących na siebie. Włókna wełny pod wpływem gorącej wody pęcznieją, a łuski odchylają się. Wełnę rozłożoną warstwami ubija się, roluje, uciska i walcuje. W ten sposób włókna, bez użycia jakiegokolwiek splotu tkackiego, dziewiarskiego, szycia, czy sklejania, a jedynie za pomocą tarcia i siły ludzkich rąk, zaciskają się tak mocno, że po pewnym czasie tworzą zwarty materiał, ponieważ każde z włókien jest zaczepione i uwięzione przez sąsiednie.


- Skąd wywodzi się ta technika?
- Filc jest jednym z najstarszych wyrobów włókienniczych wytwarzanych przez ludzi, prawdopodobnie starszym od tkactwa. Ślady filcu datowane na 6500 lat p.n.e. znaleziono na terenie dzisiejszej Turcji. Zaawansowane technicznie wyroby filcowe, z około 600 roku n.e odkryto także w wiecznej zmarzlinie na Syberii. Współczesne prace nie są już tak siermiężne jak ich pierwowzory. Teraz prócz funkcji użytkowej, stawia się również na walory estetyczne. W moich pracach wykorzystuję jedwab, który w połączeniu z wełną nadaje jej nieco lżejszego wyrazu. Końcowy efekt jest zaskoczeniem nawet dla twórcy.


- Problemy artystycznej codzienności?
- Są bardzo prozaiczne i dotyczą najczęściej kwestii finansowej. W dzisiejszych czasach twórca, żeby "się sprzedać" powinien być jednocześnie menagerem, fotografem, handlowcem. Niestety na to wszystko nie starcza czasu, a często i umiejętności. Nie tworzymy produktów pierwszej potrzeby i musimy trafić na konesera. Ludzie są przyzwyczajeni do chińszczyzny, więc ceny rękodzieła niejednokrotnie ich zniechęcają do kupna. Daleko nam jeszcze do Europy zachodniej, gdzie twórczość rękodzielników jest doceniana. Chciałabym, aby moja praca oprócz ogromnej satysfakcji jaką mi daje, zapewniała również poczucie finansowego bezpieczeństwa. W czerwcu zostałam zaproszona na Cypr, aby poprowadzić warsztaty filcowania, więc chyba powoli moje marzenia stają się rzeczywistością.













Wywiad przeprowadziłam na zamówienie "Gazety Polskiej Codziennie" nr 1659, z dn. 25-26/02/2017, dla "Dodatku Mazowieckiego".  
Wszystkie fotografie pochodzą z archiwum Artystki. 

11 komentarzy:

  1. zadurzyłam się w tych filcowych arcydziełach!!!
    niesamowicie by wyglądały na ścianie - szkoda
    byłoby je narażać np. w komunikacji miejskiej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Otóż to - stąd mój tytuł. Planuję sobie kupić takie cudo na najbliższe urodziny, ale istotnie nie do autobusu ono. Jeszcze po tym jak dziś poczułam nim zobaczyłam pana, który miał całe spodnie uwalane fekaliami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, oj tam do autobusu spokojnie można. Ja to czynię codziennie, no częściej w tramwaju.
      Pozdrawiam Was ciepło :)

      Usuń
    2. Ale Ty pewnie mieszkasz w mieście, a ja na prowincji - gdzie i złom jeździ po drogach i dużo wykolejonych ludzi...

      Usuń
  3. Urzekły mnie te filcowe cuda. Szczególnie przypadł mi do serca kotek i czapeczki dziecięce. Niestety, jestem uczulona na wełnę. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, to kiepsko! Ja, odpukać choć na wełnę nie jestem uczulona ;-) I na kota, na szczęście ;-D

      Usuń
  4. Oj tak Marta robi przecudnej urody rzyczy <3 Podziwiam nieustannie <3 <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow! Czyli Wy się znacie? Fantastycznie :-)

      Usuń
  5. Fajnie, że pokazałaś te filcpwe prace Pani Marty. Są fantastyczne. Sama ciągle doskonalę się w technikach filcowania na mokro, więc tym bardziej mnie zaciekawiło.
    Dzięki i pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzieła prawdziwe... Dla mnie filc, jak i szydełko, to tereny nieznane. Korci mnie i jedno i drugie, ale nauka długa, życie krótkie, czasu mało. A ja ledwo nadążam z ogarnięciem swoich sprawdzonych pasji. Cóż, nie można mieć/robić wszystkiego...

    OdpowiedzUsuń
  7. Absolutna doskonałość !!!!!!!! bardzo chciałabym posiadać takie cudo by móc się nim otulić jak kokonem i przeczekać trudne chwile …aż znowu zaświeci słońce :)
    Te szale to jak brama do innego wymiaru :)

    OdpowiedzUsuń