piątek, 9 stycznia 2015
Tęczowy świat Lindy. Część 1.
Prawda stara jak świat: Swój ciągnie do swego. Nie pierwszy więc raz, moja droga przecięła się z drogą innej osoby z pasją i talentem. Smutne, że także nie pierwszy raz - nasz kraj nie daje należytej szansy nieprzeciętnie uzdolnionemu rodakowi. Że moc koneksji i pieniądza, jeszcze silniej w PRL - u, wyznacza: dla kogo galeria, a komu krzesło przy kasie w Biedronce...
Trochę już się człapię po tym coraz bardziej chorym, podzielonym na kasty świecie i sporo moje oczy widziały, ale takiej druciano- szydełkowej inwencji - jeszcze nigdy. Ten barwny, domorosły projekt, który, o zgrozo, póki co nie doczekał się swojej wystawy, można z powodzeniem nazwać spółką mamy Zdzisławy i córki Lindy.
Już jakiś czas się "odgrażałam", że wpadnę z aparatem udokumentować tęczowy dorobek, ale dopiero wymuszona obyczajem kolejna przerwa w kalendarzu, skłoniła mnie do działania. To, co zobaczyłam, przerosło moje oczekiwania. A to przecież zaledwie część :-)
Ażurowe czaszki na upały, dosłownie mnie zwaliły!
Obłędny też wydał mi się sweter a la kogut ;-) Bardzo kogucio komponuje się także ognisty naszyjnik.
Bez przegięcia, ale Linda każdy kolorowy kłębek przerobi na wszystko, co naszkicuje sobie w wyobraźni. A więc nie tylko sweter w dowolnym fasonie, czy spódnica...
To dopiero początek ;-)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Lulu, modelka pierwsza klasa :)
OdpowiedzUsuńsweterek typu "rajski ptak" - tak! a najeżone rękawiczki
OdpowiedzUsuńi kumkający piterek to świetny patent na dobry humor!