Od mojego ceramicznego debiutu, upłynęło trochę czasu, ale kolejna awaria komputera, a raczej ciąg dalszy poprzednich niedomagań, nie pozwolił mi jeszcze, pochwalić się pierwszym doświadczeniem z nakładaniem szkliwa...
Mawiają, że szkliwo to prawdziwa magia. A już na pewno, proces pełen niespodzianek. Inaczej wygląda na próbkach, inaczej w słoiczku, jeszcze inaczej po nałożeniu na wypaloną rzeźbę, ale zdecydowanie, całkiem nieprzewidywalny, bywa efekt końcowy! Finał niesie ze sobą zawsze większe, lub mniejsze zaskoczenie.
W moim przypadku mniejszym zaskoczeniem był widok gotowej gęsi ;-)
Tak wyglądała wypalona:
Tak pomalowana szkliwem:
A tak wypalona ponownie:
Oczekiwałam mniej więcej takiego efektu i jestem z niego bardzo zadowolona.
Za to pozytywnie zaskoczył mnie liść! Po pierwsze, że się nie rozpadł, zważywszy na jego mocno pożyłkowaną powierzchnię. Po drugie, że zamiast dominującej czerwieni, ujrzałam tylko skromne jej akcenty, ale za to jakie! To, co wielu osobom nie przypadło by do gustu i mnie pewnie też, gdyby pojawiło się na innej rzeźbie, wyszło super na liściu, właśnie. Mowa o tych niby - kroplach rosy, które powstały wyżłobione przypadkiem...
Liść powędrował do Babci na jej urodziny. Gęś została na razie u mnie. Czekają już inne rzeczy, ale kiedy je pokażę - szczerze mówiąc: nie wiem. Z goryczą stwierdzam, że komp nadal źle działa, co oznacza kolejny jego powrót do serwisu D-:
rzeczywiście - wspaniałe są jesienne liście - a Twój z niby kropelkami rosy jak łzy Pani Lato żegnającej soczyste zielenie - intrygujący - gąska również urokliwa, ale tak właśnie
OdpowiedzUsuńmają szkliwa... a jak saga pt. "moja książka"? trzymam kciuki, Kiduś <3
:-)
OdpowiedzUsuńKsiążka w bólach godnych bliźniąt, albo trojaczków, poszła do drukarni i czeka aż minie szał - "Raz na 4 lata, wybieramy gromadę pasożytów" ;-)) Wątpię, czy uda się ją wydrukować pomiędzy ulotkami wyborczymi, zatem spodziewam się jej pod koniec listopada, dopiero...
Myślę, że babci podobał się Twój liść bo mnie bardzo :)
OdpowiedzUsuńTaaaak, podobał! Poszłyśmy sobie tego dnia do Łazienek i usiadłyśmy pośród żótolistych drzew, odcinających się intensywną barwą na tle bezchmurnego nieba. Żartowałam, że położę mój liść pod jednym z nich, bliżej alejki i będę obserwowała reakcje ludzi ;-)
UsuńPiękne prace.. te krople rosy na liściu, robią niesamowite wrażenie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za słowa uznania. Pomyśleć, że w ogóle nie spodziewałam niczego sensownego po tym ulepionym spontanicznie liściu...
OdpowiedzUsuńKido, jestem totalnie zafascynowana Twoimi 'lepiankami' :) Liść cudny, ale gęś wcale nie gorsza... Jak tak pisałaś o nieprzewidywalności szkliwienia, to skojarzyłam to z nieprzewidywalnością kolorystyczną czesanek jedwabnych (nigdy nie jestem pewna efektu), choć i tak je lubię... Bardzo jestem ciekawa, gdzie masz takie miejsce do lepienia (też mi się marzy)...
OdpowiedzUsuńI trzymam kciuki za książkę :)
Pozdrawiam ciepło :-)
Dziękuję gorąco za tak miłe słowa! :-)
OdpowiedzUsuńCzesanki, to właśnie magia dla mnie. Może kiedyś skuszę się spróbować i tej techniki.
Miejsce z ceramiką to MOK w Legionowie, przy ul. Norwida 10. Klimatyczna willa przedwojenna z dużą ilością okien i duszą, oraz fantastyczni, ciepli ludzie, którzy te zajęcia prowadzą.
Pozdrawiam serdecznie!