Koleżanka uraczyła mnie taką oto korespondencją z Egiptu...
Choć nastawiałam się na rdzenne stragany z rękodziełem przynajmniej takie, jak ten z tytułowej fotografii - ze zdziwieniem przekonałam się, że współczesny turysta w starożytnym kraju, ma do dyspozycji, niemal wyłącznie hotelowe sklepiki. A co w nich - zobaczcie sami!
Dział z przyprawami:
Dział perfumeryjny:
Szeroko pojęte pamiątki:
I tu, trudno oprzeć się wrażeniu, że większość z tych rzeczy, można śmiało kupić również w naszych sklepach z upominkami. Podobne kotki z drzewa balsa nabyłam w Polsce, a antylopę robioną tą samą techniką, co konie (z wierzchu prawdziwa skóra), kupiłam Mamie jako dziewczynka na Dzień Matki, we wczesnych latach '90 w znanym, warszawskim sklepie o nazwie... "Chinka" :-)
Barokowe w estetyce zwierzęta Faberge, także można kupić w naszych droższych sklepach z upominkami. Podobną żabę znalazłam w Sezamie w Galerii Prezentów, którą przedstawiałam latem na tym blogu.
No i może tylko te lampki wydają się bardziej autentyczne...
Był jeszcze hotelowy sklepik z koralikami luzem (to, akurat coś dla mnie!) i fenomenalnymi buteleczkami z różnobarwnym piaskiem, z którego nie wiem jakim magicznym sposobem, utworzono wcale nie takie proste obrazki.
Adres hotelu, to w szumnej teorii "Marsa Alam", ale w istocie, usytuowany jest 60 km na południe od rzeczonej miejscowości. Hmmm, no cóż, widocznie odległość odległości nierówna.
Ceny też z równością nie mają nic wspólnego. Koleżanka określiła je mianem "z księżyca". Dla przykładu - maleńki skarabeusz, rozdawany za darmo u pana z plaży - 5$. Wielbłąd - szkatułka Faberge - bagatelka... 40 $. Taki sam na lotnisku, kosztuje 12$.
Na chwilę oddaję głos Koleżance:
"Oczywiście wszędzie trzeba się targować, to jest przyjęte i nawet doceniane. Najlepsza metoda to rezygnować z kupna i odchodzić, wtedy gonią cię i przyjmują twoją cenę. Na ogół sprzedawcy są bardzo sympatyczni, choć czasem zdarzają się obrzydliwie namolni. Głównie można porozumieć się po angielsku, ale znają też pojedyncze słowa po polsku, a niektórzy nawet nieźle mówią po polsku (np.ten z hotelowego sklepu z przyprawami, miał dziewczynę Polkę, ale uznał, że dzieli ich za duża przepaść)."
Bez wątpienia, wrażenie robi nagromadzenie ręcznie robionej biżuterii:
Ale najciekawsza wydaje się ta sprzedawana przez odważnego pana na piasku, który schował się za wielkim kamieniem jakieś 1000 m od hotelu i liczył na to, że coś zarobi, nim przepędzi go ochrona hotelowa. Ot, prawa rynku!
Za to, nasycenie oczu widokiem morskich stworzeń - bezcenne.
A na prawdziwe egipskie zakupy, trzeba koniecznie wybrać się do Hurgady, lub Sharmu, gdzie jest mnóstwo małych sklepików i oczywiście - bazary.
A najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że wszystkie te rzeczy noszą etykietkę "made in china' :(
OdpowiedzUsuńA, no właśnie - tak samo jest z większością współczesnych lalek regionalnych...
OdpowiedzUsuń