Najstarszy udokumentowany naszyjnik liczy sobie 100 tys. lat i został wykonany z muszli. Poniższą fotografię znalazłam oczywiście w sieci, choć i w moim pokaźnym zbiorze biżuterii, spotka się trochę muszelek. Pierwszy wisiorek (nie liczę delikatnego srebrnego łańcuszka z zawieszkami), który uznałam za "dorosły" dodatek do stroju, to duża, lśniąca porcelanka. Rok później owijałam się grubym sznurem muszli, który tak naprawdę z osobistą ozdobą nie miał nic wspólnego.
Stanowił upleciony z żyłek koszyk z nanizanymi nań porcelankami i nassariusem; pomyślany był jako wisząca osłonka na doniczkę ;-) Ale czego nie wymyśli pełna fantazji nastolatka! Z czasem do swego image'u dołączyłam biżuterię z kości bawolej i... ceramiki. Tę ostatnią przywoziło się z wakacyjnych wyjazdów, kupowało na warszawskiej Starówce, albo zwyczajnie nabywało w Cepelii. Oj, drogie było toto! Ale jak przyjemnie... własne. Żaden tam pierścionek z "ruskiego złota", pożyczony bez zgody ze szkatułki Mamy, nie mógł się równać z autentyzmem i szamańską tajemnicą tej bezpretensjonalnej biżuterii. Czy mogłam kiedyś marzyć, że stworzę coś z ceramiki?...
Sobotni kiermasz pozostał już tylko wspomnieniem. Idę dalej ze swoimi inicjatywami, choć nie jest to szeroka i prosta droga...
Zgodnie z obietnicą, zamieszczam tutaj ciąg dalszy tego, co pokazałam w MOK -u. Tym razem podzielę się z Wami garścią ceramicznych drobiazgów. Eksperymentalnie dotykałam już tematyki biżuterii. Pisałam o tym 11 czerwca br. Ale w poniższych przypadkach działałam świadomie, wiedziałam, że chcę skupić się tylko na wisiorkach, wszystko inne ma być skromnym dodatkiem, nie odwracającym uwagi od głównego motywu. Pokaz zaczynam od kilku wersji jesiennych liści:
Naszyjnik - kolia z miniaturowymi choineczkami (1,5 cm) to moje ubiegłoroczne dzieło. Przyznam, że bardzo dobrze się z nim czuję w okresie zimowym. Tylko, gdzie ta zima?! Na dobrą sprawę w tym sezonie nie miałam jeszcze ochoty założyć go ni razu ;-)
Czy ryby mogą być noszone na wiosnę? ;-) A czemu nie! Wciąż myślę o małych zielonych żabkach i medalionie z konwaliami. Póki co, niechaj te stworzenia wpiszą się w temat posta. Pokazywałam je kiedyś, gdy były jeszcze świeżo wypalonymi, pojedynczymi elementami. Dolna rybka czeka już na nową właścicielkę.
Koniki morskie, to jeden z moich ukochanych motywów, obrabianych twórczo na różne sposoby. Tu już nie może być wątpliwości - taki koń to tylko na upalne lato!
I jeszcze jako bonus, odrobina "dekupażu", czyli druga ramka, wygrzebana w szufladzie. Tym razem nie ratowałam jej przed koszem, nie miała żadnych obić, otarć i przez wiele lat stała u Mamy z moim zdjęciem w środku...