czwartek, 29 stycznia 2015

Drobiazgi na Dzień Babci


Gdybym chciała opisać wszystkie przygody, które przeżyłam wraz z Babcią, musiałabym stworzyć odrębnego bloga, a może nawet napisać klimatyczną, ciepłą powieść. Bez wątpienia, pierwsze moje słowo, wypowiedziane w dzieciństwie, brzmiało "baba" ;-). Znaczące i symboliczne...
Dzisiaj "baba" ma blisko 90 lat i nie widzi na jedno oko, zatem staram się zawsze robić dla niej coś takiego, co nie tylko oswoi z lupą, ale też "zobaczy" palcami. Lecz cokolwiek bym dla Babci zrobiła, zawsze będzie to zbyt mało względem tego, co ja otrzymałam od tej ukochanej, pełnej fantazji kobiety :-)
Na Dzień Babci zmajstrowałam takie oto upominki: zimową kartę z życzeniami, częściowo malowaną tuszem, częściowo komponowaną


i ceramiczny, dwu - funkcyjny pojemnik:


Karta, to stary pomysł. Dwa lata temu, gdy chciałam złożyć życzenia koleżankom, naskrobałam choinkowy szablon na kolanie. Ale w pierwotnym zamyśle, tylko obrysowywałam go na kartce, a wokół szkicowałam jakąś scenkę, lub pejzaż.
Niedawno, dość wymięty kształt wygrzebały z zakamarków pracowni... koty ;-) Uznałam, że nadaje się jeszcze do czegoś i obrysowałam go na specjalnie kupionym do podobnych działań papierze pryzmatycznym, kupionym za całe 8,90 zł. Pół godziny wycinania i nakleiłam iglaste drzewo na namalowanym wcześniej tuszem, obrazku:


Całość posmarowałam verniksem i posypałam dwoma kolorami brokatu: tam, gdzie niebo - użyłam fioletu. Na dole, gdzie próżno w tym roku, Polak oczekuje śniegu, sypnęłam srebrem. I jeszcze raz przejechałam pędzelkiem nasączonym lakierem.

Koronkowy pojemnik z drzewem, był szkliwiony 2 razy. Nie wiedzieć czemu, kolor z jabłuszek spłynął, pozostawiając zaledwie blade kulki... Ale poprawka, uwieczniła zamysł. Bazą miało być szkliwo "kora". Tył, to głównie moje ulubione "krakle", którego używałam już nie raz.




Naczynie może służyć tak na długopisy, jak i na małe świeczuszki - "podgrzewacze".  





wtorek, 20 stycznia 2015

Ceramiczne choinki, aniołki - czyli jeszcze trochę ducha Świąt...


Nie wiem, jak Wam, ale mnie bardzo brakuje zimy. Opalizującej bieli na ziemi i wyrazistych gwiazd na niebie... W zestawieniu z wiosną za oknem, choinki poupychane w kątach pomieszczeń i dekoracje na parapetach, zaczynają wyglądać nieco abstrakcyjnie. Ale cóż - trzymam je twardo i cieszę oczy wspomnieniami dzieciństwa...A tu przecież dopiero kończy się druga dekada stycznia - nowy rok, karnawał, ferie, środek kalendarzowej zimy! Dlatego czas na prezentację wyrzeźbionych w grudniu drobiazgów, z których część stała się okolicznościowymi upominkami, a część, wrosła już w pejzaż mojego mieszkania:









Tak, natomiast wygląda zimowa stolica w tym roku. Tysiące świetlnych punkcików (wybrana na kolejną kadencję prezydent, zainwestowała z naszych podatków w klimatyczne dekoracje ulic), odbijających się w... kałużach ;-) ...  









Tak, czy inaczej - piękne! :-)

piątek, 16 stycznia 2015

Tęczowy świat Lindy. Część 2.


Kontynuuję temat, póki komp mi nie wisi. Zatem komentarz będzie dziś skromny. Niech barwne prace mówią same za siebie! Choć ilekroć myślę o tym, co te dwie zdolne Dziewczyny potrafią wyczarować, z żalem wspominam sobie miejsca z własnego dzieciństwa, ów pejzaż moich powrotów do domu i wspólnych spacerów po zakupy. Magiczne, warszawskie bramy, którymi przechodziło się z Nowego Światu na Chmielną, zwaną wtedy jeszcze Rutkowskiego, zaś z Chmielnej na Bracką. W czasach przed smutną manią odgradzania się od innych ludzi. (A czy wtedy znowu było tak bezpiecznie?). Te głębokie bramy, z łukowymi sklepieniami, kryły w swych trzewiach drzwi i podświetlane witryny zapraszające do małych butików, pełnych rzeczy jedynych w swoim rodzaju, robionych przez zdolnych rzemieślników i tzw.: "prywaciarzy" ;-) Oszałamiała fantazja i umiejętności nikomu nieznanych twórców. Uwielbiałam zaglądać do takich sklepików w nadziei, że może uda mi się wyłudzić od pani za ladą jakiś koralik, który odpadł od sweterka, albo po prostu - kawałek kolorowej włóczki. I twierdzi się, że tamte czasy były szare... Ale ile ludzie potrafili i chcieli zrobić, żeby je ożywić... A do tego utrzymywali się z własnego talentu! Nikt nie mówił: rób dla siebie, dla własnej przyjemności, lecz zarabiaj tam, gdzie ci łaskawie dadzą posadę. Człowiek tworzył z przyjemnością - a i owszem - ale przede wszystkim: dla zysku... ;-)    

Kolejna czacha:




Indiańskie klimaty:



Garsonka godna Shakiry, jest jedną z moich faworytek:






Graficzna czerń z bielą też wpadła mi w oko ;-)






A tu już ognista sukienka i dekoracyjny szalik z jesiennymi liśćmi. Mam przy tym luźne skojarzenia z "Igrzyskami Śmierci". ;-)














A jak Wam się podoba świnka? Bo mnie jakoś rozbraja swoim ryjkiem...





A tu już połączenie technik. Drucianej i filcowanej. Wszystkie sweterki słodkie i kolorowe, ale ja zakochałam się w tym z ... muchą!








Z przodu grzeczny i standardowy. Z tyłu: Sweter - szkielet. Trochę jak z Monster High. Groźny, fantazyjny, ale jak dla mnie - wspaniały!





CDN...