środa, 6 sierpnia 2014

Legionowski pchli targ - rok później.


Tak. Prawie rok upłynął od mojej ostatniej wizyty na legionowskim pchlim targu. Po pierwszych zachwytach nad powstaniem takiego miejsca w moim małym mieście, przyszło chyba rozczarowanie asortymentem i rozminięciem się z pierwotną ideą Rupieciarni. A może po prostu, miałam dużo ważniejszych spraw na głowie... W każdym bądź razie, w minioną niedzielę postanowiłam zajrzeć na plac targowy, żeby przekonać się, czy "pchełka" jeszcze w ogóle istnieje.
Jest, owszem, choć z daleka niewiele widać za ogrodzeniem zawieszonym używaną odzieżą.


Ale jak dawniej, w pierwszą i ostatnią niedzielę każdego miesiąca, może przyjść na pchlarza każdy, kto chce się pozbyć niepotrzebnych mu już przedmiotów.
Afrykański upał sprawił, że zbyt wcześnie tam zawitałam. Sprzedawcy dopiero rozkładali swoje kramy w drugiej części placu.


Właściwie wpadłam tam spontanicznie, z braku lepszego pomysłu, jak wykorzystać wczesny ranek, by nie było rutyny i żeby złapać coś z dnia, który później rozgrzeje się jak piec hutniczy.
Po roku nie kojarzyłam już większości twarzy, choć asortyment nie zmienił się od mojej ostatniej wizyty. No, może tylko zubożał jeszcze. Tylko jedno stoisko z książkami, jedno z drobiazgami dla maluchów, jedno z wybawionymi Barbie w cenach wyższych niż na Allegro. Później dołączyły dziewczyny z płytami cd i dvd, gdzie kupiłam za 7 zł nowy film - ciekawą produkcję familijną: "Artur i Minimki". Jedyną ożywczą enklawę niebanalnego asortymentu stworzyła młoda kobieta z rękodziełem: bibeloty - dekupaż oraz filcowane kwiaty, przyciągały uwagę na pustyni używanej odzieży, która do znudzenia zajęła prawie całą pierwszą część targu.
Dziwnym trafem, wynalazłam tam prawdziwą egipską rzeźbę z ciężkiego, czarnego kamienia - żaden tam chiński odlew, których pełno nawet w sercu kraju Faraonów.
Koszt: 10 zł.








Na jedynym stoisku z drobiazgami, zrobiłam 2 zakupy po złotówce:
Para kolczyków, które wykorzystam jako zawieszki, bowiem w moim wieku noszę już trochę poważniejszą biżuterię ;-) i psia zawieszka do kluczy:




Ale złóżmy tę posuchę asortymentu na karb wczesnej godziny i sezonu wakacyjnego...
Miałam wrócić do stoiska z rękodziełem, zagadać autorkę, ale zabrakło mi entuzjazmu i siły, a później młodej artystki już nie widziałam.


Na drugiej części była za to uczta dla oczu - podwójne, ogromne stoisko z drobnymi antykami, głównie porcelaną. Chciałoby się takich rzeczy znacznie więcej, a już na pewno więcej tych z naszych szuflad, skrytek i stryszków...

5 komentarzy:

  1. dumny, zachwycający Pan Posągowy Puma! w czerni mu do twarzy :D
    a Twoja kicia słodka - zacałowałabym, oj, zagłaskałabym...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, to raczej ona z tych, które by zacałowały i zagłaskały człowieka. Siedzi na ramieniu, albo na kolanach, w nocy śpi pod kołdrą, nawet w te upały, a w kibelku okupuje rezerwuar ;-))) (wiadomo, w jakiej sytuacji ;-)

      Usuń
    2. wczoraj córa pokazywała mi filmik z facetem, którego kot tak
      zaczepiał i domagał się czułości i uwagi, jak niejeden ludź...

      Usuń
  2. Oj ciągnie swój do "swojego" ;)
    ale tego czarnego to tylko Ci pozazdrościć :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama dawno nie widziałam tak solidnie wykonanej rzeźby. Znać każdy rys dłuta, a poza tym ma fajną aurę :-)

      Usuń