środa, 23 października 2013

KOT na komórkę.



Dziś w ramach przerywnika od wędrówek po ciekawych miejscach, chwalę się najnowszym wytworem - praktycznym i sympatycznym ochraniaczem na komórkę mojego projektu. Chwalę się z dwóch względów. Po pierwsze, okoliczności nie dają teraz dużo czasu na taką twórczość, więc tym większą wartość ma kocica, po drugie pokazuję, jak umiejętnie wykorzystać dodatki z pasmanterii.  


Koszt takiego ochraniacza jest symboliczny. Paczuszka dużych cekinów i minimum jedna mniejszych. Mogą być jakieś koraliki, kawałek koronki, kolorowa tasiemka, albo taśma z cekinami.


Wybrałam elastyczny materiał, zatem ten kotek pomieści różne rodzaje telefonów.



Jako zapięcia użyłam jednej zatrzaski. Jak widać wystarczyło, bo komórka siedzi wewnątrz bezpiecznie :-)






poniedziałek, 14 października 2013

Wilcza 26. PASMANTERIA zatrzymana w czasie.


Właściwie samo centrum Warszawy, choć nieco na uboczu. Wilcza 26, to adres dla starych mieszkańców, lub tych, którzy zabłądzą tu po drodze. Aż nie chce się wierzyć, że w mieście, gdzie zaślepienie modernizacyjne gniecie każdy przejaw minionego, pyszne, nadęte marki wygrywają z tradycyjnymi, skromniejszymi - ostało się jeszcze takie miejsce.



Pasmanteria nie ma swojej nazwy. Jej historia sięga SPHW (Stołeczne Przedsiębiorstwo Handlu Wewnętrznego - aż musiałam do Internetu zajrzeć, by ustalić ten skrót :-), ot czas, biegnie). W 1990 r. została sprywatyzowana i funkcjonuje na własny rachunek. I całe szczęście, że jeszcze trwa! Pewnie niewiele doświadczyła zmian na przeciągu ostatnich trzydziestu lat i w tym tkwi jej siła. Ma duszę i czar kameralnych sklepików mojego wczesnego dzieciństwa.




Już na wejściu, magicznym sposobem, cofamy się w czasie...




Wewnątrz znajdziemy mnóstwo koralików, guzików, małych agrafeczek, wstążek i zatrzasek. Oprócz tych skarbów, samo miejsce przez swój charakter, też stanowi swojego rodzaju klejnot.




Są też ubrania, raczej dla osób w dojrzałym wieku i to solidnie wykonane...


Dla miłośników ręcznych robótek i tych, którzy chcą sobie przypomnieć nieco starszą Warszawę - wyprawa, obowiązkowa!





poniedziałek, 7 października 2013

Legionowska RUPIECIARNIA jesienną porą.


Z przykrością stwierdzam, że jak tak dalej pójdzie, Rupieciarnia zmieni się w duży ciucholand pod gołym niebem. Oczywiście ciucholandy też bardzo lubię i najoryginalniejsze ubrania w mojej szafie, pochodzą właśnie z takich miejsc. Ale tu pierwotne założenie organizatorów i użytkowników było inne. Na legionowskim targowisku mieli spotykać się ludzie, którzy chcą sprzedać, lub wymienić się tym, czego już nie potrzebują. Zakres teoretycznie był nieograniczony. Z jednym wyjątkiem: rzeczy musiały być używane. To ostatnie kryterium w zdecydowanej większości przypadków jest spełnione, ale kategorią bezwzględnie dominującą, stają się ubrania...




Choć w ten najpiękniejszy dzień tegorocznej, zimnej jesieni, obie części targowiska, zajęli sprzedający, musiałam się nieźle nagimnastykować, by znaleźć coś dla siebie.




Zabrakło mi dziś książek, czasopism, bibelotów. Tylko jedno obszerne stoisko ze szkłem i porcelaną, broniło honoru pchlego targu.



Szkło mieniło się jak klejnoty w październikowym słońcu...



Zdecydowanie najciekawsze było rękodzieło użytkowe pani Danusi. Zajmuje się nim już blisko dekadę i jak mi zdradziła, zrobienie jednej czapki na szydełku, trwa w jej wykonaniu 3 godziny. No, ja bym i 3 miesiące siedziała bezskutecznie!








Charakterystycznym akcentem tej pory roku, były ostatnie grzyby i reklamówka z orzechami, wciśnięta pomiędzy typowo pchli asortyment:



Warzywa okazały się sztuczne, ale przy takim stopniu naśladownictwa natury, wypada się nabrać :-)



Jak zawsze warto było przyjść dla samej atmosfery i rozmów. Tylko jeden pan, nabzdyczony niczym indor, podobnie jak poprzednim razem, pognał mnie w ponurym tonie.
- Tu nic nie fotografujemy!
Co najmniej, jakby towar z przemytu sprzedawał.
Panie szanowny, a kupować to u Pana w ogóle wolno???



A to już wyszperane łupy. Jak zawsze garść drobiazgów, a wśród nich: mój ulubiony, kreskówkowy bohater z dzieciństwa - kocur Garfield i płyta dvd. Film, chętnie sobie powtórzę, bo pamiętam, że był naprawdę dobry!
Całość za 12,50.








Tu zaś Padlinka, która wystraszyła się plastikowej miniatury kota syjamskiego. No, Lina, toż to takie stworzenie, jak ty :-)